Miał katar i nie czuł gazu?

Miał zatarg z proboszczem dlatego uszkodził rury z gazem? Wkrótce wyrok w głośnej sprawie wybuchu katowickiej plebanii

2024-03-19 16:30

Koniec procesu przeciw Edwardowi Dziurawcowi (75 l.). Zdaniem prokuratury odkręcił gaz w mieszkaniu na ewangelickiej parafii i doprowadził do wybuchu. Plebania przestałą istnieć. Z gruzów wyciągnięto jego nieżyjące żonę Halinę D. (+69 l.) i córkę Elżbietę (+40 l.). Jednak zmarły wcześniej - popełniły samobójstwo. Ranni zostali wikary parafii, jego żona oraz córeczki.

Dziurawiec został oskarżony o umyślne rozszczelnienie instalacji gazowej oraz niemyślne doprowadzenie do eksplozji nagromadzanego w budynku plebanii gazu. Co więcej nie był to wypadek, a zaplanowana zemsta na duchownych i ich rodzinach - wcześniej Edward wraz z żoną Haliną i córką Elżbietą wykupili sobie miejsca na pochówek na cmentarzu i wysłali listy pożegnalne. Córka oskarżonego taki list wysłała do swej przyjaciółki, wraz ze wszystkim wartościowymi rzeczami - m.in. aparatami fotograficznymi. Pomagał jej w tym ojciec. Do tej tragedii pchnął Dziurawca i jego bliskich konflikt z proboszczem parafii w Katowicach-Szopienicach. 75-latek do winy się nie przyznał. Eksplozja miała ponad rok temu 27.01.2023 r.

Prokurator w mowie końcowej prosił sąd, by skazać go na 6 lat więzienia. O te samą karę wnioskował również reprezentujący parafię radca prawny Andrzej Kijak. - Wielokrotnie padały takie stwierdzenia (ze strony oskarżonego - przyp. red.), że "to wszystko, czyli parafię, księdza, kościół, całe te dziadostwo najlepiej wziąć i wysadzić" - mówił prokurator Marcin Cyprys-Gaudyn. - Cała trójka wykupiła miejsce na cmentarzu, a przecież córka pan Edwarda miała tylko 40 lat, ponadto wszyscy udzielili upoważnienia na pochówek znajomej, na którym podpisał się osobiście Edward Dziurawiec, wartościowe rzeczy i pieniądze zostały przekazane innym, wysłano pożegnalne listy do mediów, córka oskarżonego wysłała też list pożegnalny do swej przyjaciółki. W listach wskazywano wprost na zamiar samobójstwa. O tym wszystkim wiedział Edward Dziurawiec, który w tym uczestniczył. Trudno przyjąć dziś, że nie wiedział nic o tych zamiarach - dodawał prokurator.

Zdaniem oskarżyciela to Edward Dziurawiec rozszczelnił w mieszkaniu rury z gazem. Gdy zapach gazu stał się w budynku wyczuwalny, mieszkający tam z rodziną wikary Piotr Uciński (32 l.) starał się zlokalizować źródło wycieku. - Zapach był określany jako intensywny na klatce schodowej, gdzie nie mogło być żadnego źródła. Wikary sprawdził inne pomieszczenia, a potem zapukał do mieszkania oskarżonego. Przez około trzy minuty nikt nie otwierał drzwi, dopiero po tym czasie otworzył je Dziurawiec, jedynie lekko je uchylił, wystawił głowę i zapytany czy czuje gaz, zaprzeczył i zamknął drzwi. Wtedy będący z wikarym budowlaniec (w parafii był prowadzony remont zadaszenia - przyp. red.) zwrócił uwagę na niebieską taśmę, która oklejała drzwi, które otwierały się na zewnątrz. Co więcej wydawało mu się, że w momencie otwarci drzwi zapach gazu stał się intensywniejszy - opisywał chwile przed tragedią prokurator.

Odkręcił gaz, parafia eksplodowała

Probostwo dbało o stan instalacji gazowej. Była regularnie sprawdzana. Źródła gazu były cztery - piec gazowy w piwnicy, który został nieuszkodzony, jak i cała piwnica oraz trzy kuchenki w mieszkaniach. Dwie znajdowały się w drugiej części budynku, której nie zniszczyła eksplozja. - Z tamtego źródła nie wypływał gaz. W największym stopniu zostało zniszczone mieszkanie Dziurawca. W tamtym mieszkaniu znajdowała się tzw. dwuzłączka, ta została odkręcona, a biegły stwierdził, że znajdująca się w niej uszczelka została usunięta. Co więcej obok znajdował się klucz francuski, którego rozstaw odpowiadał dokładnie rozmiarowi dwuzłączki, umożliwiając jej rozkręcenie - dowodził prokurator.

Wczoraj wyjaśnienia składał oskarżony. Zostały one utajnione. Jednak do treści zeznań odnosił się w mowie końcowej zarówno prokurator, jak i obrońca Edwarda Dziurawca Michał Płowecki. Mężczyzna twierdził, że nie mógł wyczuć gazu - utrzymuje, iż z powodu zachorowania na covid stracił węch. Ponadto nie miał żadnych skrupułów, by winą za odkręcenie gazu obarczyć zmarła córkę. - Oskarżony brał leki, brał krople do nosa, był po covidzie. Mógł mieć osłabiony węch. Jeżeli nie czuł zapachu gazu, to nie mógł przewidzieć, że dojedzie do eksplozji - przekonywał sąd obrońca, który poprosił o uniewinnienie. - Każdy ze świadków inaczej odczuwał zapach gazu. Tylko jeden z nich określił go jako intensywny. W sprawie pozostaje bardzo wiele niejasności. Biegły w ustnej opinii twierdził, że jeden kurek w kuchence był odkręcony, potem potwierdził to w opinii pisemnej, a jeszcze później przypomniał sobie, że jednak ten kurek był zakręcony - dodawał mecenas Płowiecki.

Prokurator chce więzienia, obrona uniewinnienia

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki