- W połowie lat 60. XX wieku na Śląsku wybuchła panika związana z seryjnymi zabójstwami kobiet.
- Kobiety bały się samotnie chodzić po zmroku, a firmy organizowały zbiorowe transporty dla pracownic.
- Mimo braku informacji w prasie, wieści o mordercy szybko się rozprzestrzeniały, a plotki głosiły, że celem zabójcy jest zgładzenie tysiąca kobiet.
- Bracia Jan i Zdzisław Marchwiccy zostali skazani na karę śmierci. Ich krewni chcą rewizji procesu.
Zagadkowa śmierć 14 kobiet. "Wampir z Zagłębia" usłyszał najsurowszy wyrok
Milicja milczała, bo bała się paniki. Przełomem było wydobycie z Przemszy zwłok 18-letniej Jolanty G., bratanicy Edwarda Gierka, ówczesnego I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Katowicach. W 1968 roku wyznaczono ogromną jak na tamte czasy nagrodę w wysokości 1 miliona złotych dla tego, kto wskaże zabójcę.
Zdzisława Marchwickiego (rocznik 1927) zatrzymano 4 lata później. 28 lipca 1975 r. „Wampir z Zagłębia” został skazany za zabicie 14 kobiet na karę śmierci. Wyrok wykonano. To nie zakończyło sprawy, bo z upływem czasu pojawiały się publikacje podważające ustalenia śledztwa i sądowy wyrok. W tym roku kancelaria prawna z Torunia, na prośbę rodziny, podjęła próbę wznowienia postępowania w sprawie Marchwickiego, by wyjaśnić, czy nie padł on ofiarą pokazowego procesu. Wniosek ma trafić do Sądu Najwyższego do końca roku.
- Czy oskarżony jest mordercą? - dopytywał podczas procesu sędzia Władysław Ochman. - Z tego co słyszałem, co się dowiedziałem, no to tak - odrzekł Zdzisław Marchwicki.
18 września 1974 r.
Sala klubu fabrycznego Zakładów Cynkowych "Silesia" w Katowicach pękała w szwach. Chętnych, by śledzić proces przeciw „wampirowi" było tylu, że obowiązywały specjalne przepustki.
Na ławie oskarżonych usiadł niski i cherlawy mężczyzna, który przez sześć lat, od 1964 r. do 1970 r. miał terroryzować mieszkańców Zagłębia i Górnego Śląska. Człowiek oskarżony o czternaście morderstw (jedno wspólnie z braćmi) i usiłowanie kolejnych siedmiu. Ukończył pięć klas szkoły podstawowej i trzy klasy kursu zawodowego. Ojciec pięciorga dzieci. Karany za drobne przestępstwa.
10 lat wcześniej, 7 listopada 1964 r.
Dzielnica Katowic Dąbrówka Mała. Wieczorem ktoś podbiega od tyłu do wracającej z pracy Anny M. (+57 l.). Zadaje jej siedem ciosów czymś twardym w lewą stronę głowę. Kobieta ginie. Ten sposób stał się charakterystyczny dla ataków „wampira". Podobny los spotka potem 13 innych ofiar. Jedynie ostatnie zabójstwo było trochę inne - cios został zadany z prawej strony, a ślady wskazywały również, że zadano je innym narzędziem.
Polecany artykuł:
Milicja Obywatelska już po kilku brutalnych zabójstwach wiedziała, że ma do czynienia z seryjnym zabójcą. Jednak przestępca był nieuchwytny. Napady trwały, szczęśliwe nie wszystkie ofiary przypłacają śmiercią spotkanie z mordercą. Kiedy w październiku 1966 r. ofiarą zabójcy pada bratanica samego Edwarda Gierka, 18-letnia Jolanta, presja na specjalną grupę śledczą powołaną do złapania przestępcy rośnie. Władza chce mieć winnego. Już, teraz.
Marchwicki skazany na karę śmierci. Po latach rodzina chce rewizji procesu
Rezultatów nie widać. Pułapki zastawiane na oprawcę przez milicjantki udające wracające z pracy kobiety nic nie dają. A „wampir" uderza jeszcze cztery razy. Gdy 4 marca 1970 r. w Siemianowicach Śl. ginie Jadwiga K., w ręce milicji wpada niejaki Piotr Olszowy. Mężczyzna przyznaje się do zabójstwa. Jednak milicja go zwalnia, bo dowody winy są zbyt miałkie. Olszowy za chwilę zabije swą matkę i dzieci, a sam popełni samobójstwo. To było w nocy z 14 na 15 marca.
11 marca 1970 r.
Kilka dni wcześniej milicja otrzymała list - ktoś napisał, że „to było ostatnie morderstwo, więcej już nie będzie i nigdy mnie nie złapiecie". I rzeczywiście „wampir" zniknął. Po 21 napadach, z których 14 zakończyło się zabójstwem, nie było kolejnych.
6 stycznia 1972 r.
Mijają kolejne dwa lata. Funkcjonariusze zatrzymują Zdzisława Marchwickiego. Doniosła na niego żona, którą miał bić. Zdaniem śledczych ze spec-grupy „Anna”, Marchwicki pasuje, jak 267 innych mężczyzn, do opinii sądowo-psychiatrycznej stworzonej przez biegłych. Zeznania żony go pogrążają. Na nic zdaje się fakt, że ślady linii papilarnych, które znaleziono w miejscach zbrodni, nie należą do Marchwickiego. Poza tym był praworęczny, a ciosy napastnika padały z lewej strony...
W maju 1972 r. milicjanci zatrzymuje też Jana i Henryka Marchwickich, braci Zdzisława. Zdaniem śledczych Jan kierował zabójstwem Jadwigi K., a rolę wykonawcy zabójstwa narzucił Zdzisławowi. Pomagał w tym Henryk. Jan chciał zabić kobietę, która pracowała na Uniwersytecie Śląskim, tak jak on. Miał się obawiać, że kobieta wie o jego skłonnościach homoseksualnych i o tym, że jest łapówkarzem. Wszyscy oni zasiądą na ławie oskarżonych, a ponadto jeszcze trzy inne osoby - w tym Józef Klimczak, kochanek Jana Marchwickiego. Zeznania tego ostatniego okażą się decydujące o skazaniu Jana i Henryka.
28 lipca 1975 r. Wyrok
Zdzisław Marchwicki został uznany za winnego i skazany na karę śmierci. Jan Marchwicki za zabójstwo Jadwigi K. także został skazany na śmierć. Henryk Marchwicki dostał 25 lat więzienia. Karę śmierci na obu braciach wykonano 26 kwietnia 1977 r. Spoczęli obok siebie w nieoznakowanych mogiłach na cmentarzu w katowickich Panewnikach. Henryk opuścił mury więzienia w 1992 r. Sześć lat później spadł ze schodów i zmarł.
2025 r.
Po 50 latach potomkowie Zdzisława Marchwickiego chcą rewizji sprawy. O złożenie wniosku do Sądu Najwyższego poprosili prawniczki z kancelarii w Toruniu. Klaudia Mokrzewska-Kowalczyk i Aneta Naworska twierdzą, że pojawiły się nowe informacje i dowody, które pozwalają na wznowienie sprawy. Podobnie uważa Przemysław Semczuk, który od lat zajmuje się sprawą „Wampira z Zagłębia". Semczuk rozmawiał z synem Marchwickiego podczas pracy nad filmem dokumentalnym. - Ojciec siedział złamany, on się tam nic nie odzywał - mówi w jednym z odcinków serialu dokumentalnego „Polscy. Seryjni", Zbigniew Marchwicki. - Po prostu go wykończyli. Nerwowo i psychicznie. Przesłuchiwali po nocach. Nie wierzę, nigdy w to nie wierzyłem, że ojciec coś komukolwiek zrobił (...) on się bał nawet mamy - mówił potomek "wampira".