Tragedia w Będzinie. Starszy pan wpadł do wykopu i zmarł
Wszystko rozegrało się w bardzo wczesnych godzinach porannych w dzielnicy Ksawera w Będzinie. Pan Andrzej wstał bardzo wcześnie, zrobił sobie kawę, listę zakupów, ubrał się, zamknął za sobą drzwi i wyszedł z mieszkania. Gdy żona zorientowała się, że męża nie ma w domu, powiadomiła policję. Ta zgłoszenie przyjęła o godzinie 5:30.
- Na miejsce skierowano patrol policji i w trakcie rozpoznania terenu, policjanci dostrzegli mężczyznę w wykopie, gdzie prowadzone były prace - mówi mł.asp. Marcin Szopa, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Będzinie.
Jak dodaje ze wstępnych ustaleń wynika, że mężczyzna mógł się potknąć i wpaść do wykopu. - Zabezpieczyliśmy nagrania z monitoringu, który znajduje się w okolicy. Sprawdzamy okoliczności tego zdarzenia, jak również to, czy teren prowadzonych prac był odpowiednio zabezpieczony - dodaje Szopa.
Czytaj także: 28-latka ciężko ranna! Kierowca staranował ją na przejściu i uciekł. Jest poszukiwany
Wnuczka zmarłego pyta o zabezpieczenie wykopu
Prokuratura zleciła sekcję zwłok mężczyzny, jednak ze wstępnych ustaleń wynika, że miał ranę głowy. Wątpliwości co do prawidłowego zabezpieczenia terenu prac ma rodzina zmarłego.
W głowie mi się nie mieści, jak mogło dojść do tego wszystkiego. Mój dziadek umarł 50 metrów od domu. Wpadł do głębokiego na 2,5 metra dołu, w którym prowadzone były prace. Jak to możliwe, że wykop nie był prawidłowo zabezpieczony? Bo gdyby był, nawet gdyby się potknął uderzył w głowę, czy wpadłby do środka? - zastanawia się pani Paulina, wnuczka zmarłego.
- Wiemy, że dziadek żył po upadku, wskazywał na to stan ciała, o czym poinformował mnie lekarz, który na miejscu stwierdził zgon. Być może dziadek próbował się wydostać z dołu lub wołał o pomoc - dodaje mocno poruszona śmiercią dziadka kobieta.
Z informacji, jakie uzyskaliśmy od rzecznika policji wynika, że pracownicy firmy zostali wezwani na miejsce i zobowiązani do prawidłowego zabezpieczenia wykopu. W chwili zdarzenia, jak wynika z relacji bliskich zmarłego pod siatką znajdowała się metrowa dziura i osypująca się kostka brukowa. Zwróciliśmy się z pytaniami do Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów z pytaniem o zabezpieczenie tego miejsca. Prace prowadzone są bowiem na wprost szkoły podstawowej, a także w pobliżu przedszkola.
Zapytaliśmy o to, czy miejsce prowadzonych prac było odpowiednio zabezpieczone, zgodne z wszystkimi wytycznymi, a także o to, czy w chwili zdarzenia pracownicy byli na miejscu.
- Prace są prowadzone na długim odcinku. Pracownicy znajdowali się kilkadziesiąt metrów dalej od miejsca zdarzenia. Nie mieli fizycznej możliwości zaobserwowania sytuacji. O tej tragicznej sytuacji powiadomiły nas służby w godzinach popołudniowych. Natychmiast po uzyskaniu tej informacji na miejsce udały się nasze służby techniczne - czytamy w odpowiedzi GPW.
Jak przekazał nam Maciej Zaremba, teren był prawidłowo zabezpieczony.
- Zgodnie z zatwierdzonym projektem przedmiotowe wygrodzenie nie wymagało świateł ostrzegawczych. Oznaczenie terenu robót, zgodnie z ww. zatwierdzonym Projektem Organizacji Ruchu, zostało zlecone do wykonania specjalistycznej firmie zajmującej się tego typu pracami - dodaje w odpowiedzi na nasze pytania.
