Tutaj zaginął Bruno Muschalik. Trwają poszukiwania. W okolicy wiszą już plakaty [ZDJĘCIA]

2015-08-29 23:20

  Old Manali w Północnych Indiach to ostatnie miejsce, gdzie widziany był zaginiony 8 sierpnia Bruno Muschalik z Zabrza. Region ma opinię raju na ziemi, ale bywa też niebezpieczny. Udało nam się skontaktować z polskimi podróżnikami, którzy włączyli się w poszukiwania na miejscu. 

W Indiach jest już ojciec Bruno Muschalika z przyjacielem, a w akcję poszukiwawczą zaangażowali się również polscy podróżnicy, którzy są na miejscu. Z Polski przyleciał właśnie do Manali pies policyjny, który będzie próbował podjąć trop. 

Sobota, u nas piąta, w Manali dziewiąta, działamy. Motory z Polski i Indii już jeżdżą po dolinie Parvati z plakatami i...Posted by Poszukiwany BRUNO Muschalik LOST on 28 sierpnia 2015

Udało nam się skontaktować z polskimi motocyklistami, którzy są w tamtym rejonie i prowadzą poszukiwania Bruno Muschalika. Witold Palak od lat podróżuje w tamtym regionie, a od 3 lat regularnie bywa północnych Indiach. Teraz wraz ze znajomymi na motocyklach m.in. rozwożą po okolicznych wioskach ulotki i plakaty informujące o zaginionym. 

- Spotkaliśmy się już z ojcem Bruna i jego przyjacielem. Mają dużą pomoc ze strony lokalnej ludności, dostali zakwaterowanie u znajomych, pomoc logistyczną, samochód z kierowcą. Wszyscy robimy co możemy, aby odnaleźć Bruna - mówi nam Witold Palak. 

Na Facebooku powstał profil poświęcony poszukiwaniom Bruno Muschalika

Indie kuszą podróżników

Witold Palak Indie zdążył poznać dobrze i potwierdza, że jest to raj na ziemi, ale bywa niebezpieczny. Zaznacza, że północne Indie od dawna pociągały obcokrajowców. Już Brytyjczycy, panujący w Indiach za czasów kolonialnych, doceniali europejski klimat, gościnność tubylców i bogatą kulturę mieszkańców współczesnego stanu Himachal Pradesh.

Sam pracuje nad przewodnikiem po północnych Indiach, który ma zarówno radzić jak i ostrzegać turystów. - Moim celem jest przybliżenie podróżnikom z Polski tych wspaniałych okolic, przekazanie informacji praktycznych, wskazówek, a także ostrzeżeń, czego nie należy robić - dodaje. 

Jak podkreśla, to ruch hippisowski, rozprzestrzeniający się po całym globie w latach 70', odnalazł Indie jako raj dla kontestującej młodzieży, artystów, wędrowców, luzaków wszelkiej maści, nierzadko posiłkujących swoje wrażenia eksperymentami  o podłożu narkotycznym. Himachal Pradesh i Uttarkhand na północy, Goa na południu zasłynęły jako swoiste enklawy dla białych traperów, którym nadano potoczną już potem nazwę hippisi. I nie miało już znaczenia, czy byli oni zbliżonymi ideologicznie do tego ruchu kontestatorami, czy też zwykłymi turystami, korzystającymi z bajecznie tanich noclegów i równie taniej, co i wszechobecnej, marihuany i jej pochodnych - opowiada Witold Palak. 

Wtedy też odkryte zostały miejsca takie jak Manali i leżąca 3 km od centrum miasta wioska Vashisht, słynąca z naturalnych, gorących źródeł siarkowych i łaźni, położonych na terenie świątyni hinduistycznej. Konopie indyjskie, rozplenione na każdym kroku jak chwasty, traciły swój status niedostępności czy owocu zakazanego. Turyści przyjeżdżali tu na kilka dni i rzadko wyjeżdżali w założonym uprzednio terminie. Bliskość wysokich Himalajów, możliwość przedostania się do legendarnego Ladakhu,  swojska atmosfera, uziemiały tu niektórych na całe lata. Inni wracali do swoich domów, by powrócić tu za jakiś czas. 

- Ktoś udał się z tubylcami na dłuższy trekking, ktoś inny zjechał z głównej drogi Delhi-Manali, jeszcze inny usłyszał opowieści o rajskiej dolinie, położonej nad rzeką Parvati. Położona w górach, niedaleko tej doliny, wioska Malana (2652 m npm) słynęła z tajemniczego, nieprzystępnego społeczeństwa, żyjącego własnymi, odrębnymi zwyczajami i umiłowaniem do swobodnego korzystania z właściwości konopi. Wioska, której obcych mógł wprowadzić tylko ktoś z tubylców,  słynęła również z tego, że obcy nie  mógł dotknąć żadnego z mieszkańców. Groziła za to surowa kara pieniężna - opowiada. 

Dolina Parvati to raj

Te wszystkie opowieści, podawane z ust do ust, doprowadziły do tego, że dolina Parvati zasłynęła jako miejskie zbliżone do raju. Maleńkie wioski Manikaran, a potem Kasol, dosyć szybko przeistoczyły się w skupiska turystyczne. Powstała baza noclegowa, początkowo oparta na kwaterach prywatnych-homestayach, tanich guest house;ach, a z czasem i hotelach.

- Teren, początkowo kosmopolityczny i wielonarodowościowy, szybko zyskał sławę jako ulubione miejsce obywateli Izraela, zwłaszcza młodych eks-żołnierzy, wypuszczonych na wolność po odbyciu solidnej służby wojskowej. Wioska Kasol zyskała nazwę Little Israel. Wyroby z konopi stanowiły podstawę codziennego menu młodych poszukiwaczy przygód i doznań. Jak każde środowisko, oparte na używkach czy innych zachowaniach prawnie zakazanych, dolina Parvati przyciągała też rozmaitych oszustów, naciągaczy czy też zwykłych rzezimieszków. 

Ale ostatnimi laty Indie, w szybkim tempie zbliżające się do standardów światowych, również na polu przestrzegania prawa, powołały specjalnie jednostki, opłacane głównie przez rząd amerykański, do zwalczania narkomanii i zjawisk z nią związanych. Powstały specjalne jednostki, powołane z przedstawicieli lokalnej policji, inwigilujące środowisko turystyczne. Miasta takie jak Delhi, Bombaj, czy choćby Manali, utraciły status beztroskich. 

- W trosce o bezpieczeństwo turystów wprowadzono bezwzględny obowiązek meldunkowy w każdej noclegowni w Indiach. Najczęściej pracownicy hoteli czy guest house'ów zobligowani są do zrobienia odbitek paszportów każdego z przebywających w danym miejscu, łącznie z ważną wizą indyjską. Zdarzało się bowiem wcześniej, że podróżnicy pozostawali w Indiach na całe lata, bez przedłużania wizy. Obecnie jest to bardzo utrudnione i prawnie niemożliwe. Podobnie jest  z pasażerami autobusów długodystansowych, łodzi, pociągów z wagonami lepszej klasy, czy grup trekkingowych - tłumaczy Witold Palak. 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki