Tychy. Dzięki mojej krwi robią lek na wirusa. Sławomir Siedlaczek (41 l.) oddał osocze dla chorych na Covid-19

Sławomir Siedlaczek, górnik z Tychów na Śląsku, który pokonał koronawirusa, zdecydował się oddać swoje osocze. To zaś jest niezbędne, by w Lublinie mógł powstawać lek na ciągle groźny wirus. Takich bohaterów potrzebujemy więcej, bo do wyprodukowania 3 tysięcy dawek lekarstwa zużywa się 150 litrów osocza.

Górnik z kopalni Murcki-Staszic w Katowicach przez 35 dni przebywał w izolatorium. Podobnie jak wielu innych górników dopadła go zaraza. Wrócił z szychty, poczuł się bardzo slaby i położył się spać. Obudziła go gorączka. - Miałem temperaturę 40,5 stopnia C - opowiada pan Sławek.

Został odesłany do szpitala jednoimiennego w Tychach. Pobrano mu wymaz i został odizolowany. - Do domu wróciłem po 35 dniach. Nie spodziewałem się, że to tak długo będzie trwało. Złe samopoczucie trwało półtorej tygodnia, straciłem węch i smak. Węchu nie mam do teraz - zdradza nam górnik.

Ozdrowieniec, śladem innych kolegów po fachu, postanowił przyjechać do Warszawy, żeby oddać osocze. - Pierwszy raz oddaję krew. Chcę zrobić dla chorych coś dobrego - mówi Sławomir Siedlaczek.

Polski lek na koronawirusa powstaje w Lublinie. Trafi do szpitali zakaźnych w Lublinie, Warszawie, Bytomiu i Białymstoku.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki