Uwięzieni w domu od 47 dni. Dramat górniczej rodziny z Rudy Śląskiej

Ta historia zaczęła się fatalnie, od wypadku na kopalni. Marcina Sutkowskiego (38 l.), górnika w Kopalni Bielszowice, przygniotła skała. Ze zmiażdżonymi palcami trafił do szpitala. A tam otrzymał kolejny cios. Okazało się, że ma koronawirusa. On został w szpitalu, a resztę rodziny odizolowano. Górnik wydobrzał i wyszedł ze szpitala. Tymczasem familia nadal przebywa na kwarantannie.

Po wypadku w pracy Marcin Sutkowski został przewieziony karetką do szpitala w Sosnowcu. Tam okazało się, że pacjent jest zakażony COVID-19. Natychmiast przekazano go do szpitala jednoimiennego w Tychach. Po 12 godzinach miał operację. - Amputowano jeden palec, drugi udało się zszyć – opowiada Agnieszka Sutkowska (36 l.), żona. - Na nas została nałożona kwarantanna - dodaje.

W kwarantannie przebywa z panią Agnieszką syn Alan (2 l.) oraz babcia Łucja Noworzyn (80 l.). Kolejne testy wykazują obecność wirusa u dzieciaka.

Uwięzieni w domu od 47dni

- Siedzimy w domu. Syn miał siedem pozytywnych testów. Teraz dziecko reaguje wymiotami, gdy chce się mu pobrać kolejny raz wymaz – opisuje traumę dziecka mama.

Mama Alanka uzyskała zaświadczenie, w którym czytamy, że wynik dodatni testów może być związany ze złuszczaniem się nabłonka dróg oddechowych, a dziecko już nie zakaża. Lekarz stwierdza w nim też, że Alan może przebywać poza domem pod opieką bliskich z zachowaniem zaleceń dystansu społecznego, czyli być zwolnionym z kwarantanny. Kolejny wymaz do badań pobrano od Alanka wczoraj.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki