Przez 19 lat mieli jedną wersję wydarzeń. Teraz obrzucają się winą wzajemnie
Tata, dlaczego kłamiesz? Tato, dlaczego zgwałciłeś moją żonę - wołał dramatycznie na sali sądowej Mariusz G. do ojca, gdy ten zeznawał. Chwilę wcześniej 39-latek nawet się popłakał.
Obaj, ojciec i syn zdaniem Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, mieli pobić i udusić w mieszkaniu w Zabrzu Wiesława I. Potem jego ciało wywieźli daewoo tico do lasu. Tam rzucili w parów, oblali benzyną i podpalili. W zbrodni pomagał im jeszcze 60-letni obecnie Wiesław Ch., jednakże on został uznany za niepoczytalnego i nie zasiadł na ławie oskarżonych. Do zbrodni doszło w listopadzie 2005 r. Lecz prawda, dzięki pracy gliwickiej prokurator Kariny Spruś, wyszła na jaw w ub. r.
Nie przyznają się do zabójstwa kolegi
Ani Mirosław G., ani jego syn Mariusz nie przyznali się do zabójstwa. Ojciec przekonywał sędziów, że tragicznego dnia spotkał się z Wiesławem I. w towarzystwie syna, Wiesława Ch. oraz jeszcze innych osób i razem popijali w mieszkaniu przy ul. Pośpiecha.
- Wypiłem, co było do wypicia i pojechałem taksówką do domu. Tam zasnąłem, a zbudziła mnie dopiero żona, gdy Wiesław Ch. przyszedł do nas i poprosił o kluczyki do tico - opowiadał starszy z mężczyzn.
Z kolei Mariusz G. zarzeka się, że także nie zrobił krzywdy ofierze.
- Dałem mu tylko dwa razy w twarz otwartą dłonią. Zrobiłem to dlatego, że ojciec powiedział mi, iż Wiesław I. sypia z moją żoną. Potem oni (ojciec i Wiesław Ch. - przyp. red.) zaczęli go bić. Próbowałem ich odciągnąć, ale nie dałem rady. 20 lat wtedy miałem. Uciekłem wystraszony. Wiesław I. to był mój przyjaciel - zarzekał się Mariusz G.
Sprawa zgwałcenia żony Mariusza G., jakiego miał dopuścić się jego ojciec, jest przedmiotem odrębnego śledztwa prokuratury.