Wiedzieliście to?

Znacie go z internetu. Łukasz Litewka zaskoczył w wyborach wszystkich. Nawet Czarzastego

Znacie go z internetu, a konkretnie z mediów społecznościowych w których udziela się bardzo aktywnie. Jest społecznikiem. W tydzień zbiera brakujące 6 milionów złotych do najdroższego leku świata dla dziewczynki chorej na SMA. Z rolnikiem rozdaje ziemniaki, zbiera na kolonie i wakacje dla dzieciaków z domów dziecka. Organizuje posiłki dla bezdomnych. Wspomaga schroniska i wygrywa wybory w cuglach z liderem Nowej Lewicy - Włodzimierzem Czarzastym. Sosnowiczanin Łukasz Litewka rusza na podbój Warszawy.

Społecznik wchodzi do sejmu. Był ostatni na liście, a wyprzedził jedynkę - Włodzimierza Czarzastego

Ma 34 lata i pochodzi z Sosnowca. W wyborach parlamentarnych startował z listy Nowej Lewicy i był ostatni. Jedynką, która startowała z tego samego okręgu był lider partii - Włodzimierz Czarzasty. Nie wiele brakowało, aby ten który startował z pierwszego miejsca na liście nie wszedł do sejmu. Ostatecznie  z okręgu wyborczego numer 32, czyli tym obejmującym powiaty będziński,zawierciański, Sosnowiec, Dąbrowę Górniczą i Jaworzno - weszli Włodzimierz Czarzasty i Łukasz Litewka, który zdobył 40 tysięcy głosów, pokonując tym samym w cuglach lidera Nowej Lewicy, który uzyskał połowę mniej głosów. PRowcy, zapewniają że wygrana Litewki fenomen, ale i ostrzeżenie. 

Z Łukaszem Litewką rozmawia redaktorka "Super Expressu", Katarzyna Kapusta-Gruchlik.

Jak się pan czuje ze świadomością, że pokonał starego „wyjadacza” Włodzimierza Czarzastego?

Nie chciałem nikogo pokonywać. Chciałem zrobić fajną kampanię i udowodnić, że kilka lat systematycznej i intensywnej pracy na rzecz mieszkańców, potrafi się pięknie przełożyć na wynik wyborów.

To znaczy, że nie chciał się pan dostać do Sejmu?

Chciałem. Nigdy nie myślałem jednak o kontrkandydatach, jako osobach do pokonania na liście. Skupiałem się na mieszkańcach, kampanii i swoim wyniku. Dla mnie to trochę krępujące. Oczywiście, fajnie jest mówić o dużym wyniku, trzecim w kraju na listach Lewicy i pierwszym w regionie. To duży kredyt zaufania, który zamierzam spłacić.

Sukces jest krępujący?

Krępujące jest to, że mój wynik zestawia się z wynikiem lidera Nowej Lewicy, a tu gra była o coś istotniejszego. Za chwilę pojadę do Warszawy i liczę na miłe przyjęcie i mam nadzieję, że takie będzie.

A nie boi się pan, że miłego przyjęcia nie będzie i trzeba nauczyć się „pływać między rekinami”?

Ja chce pływać z mieszkańcami. Pływam z nimi od lat.

W takim razie, gdzie się pan widzi w Sejmie?

Wyborcy zdecydowali, że zmieniamy rząd, ja nie chcę się zmieniać. Przez tyle lat robimy super robotę dla ludzi, dla potrzebujących, dla seniorów, dla dzieci i zwierząt. Nie robię tego sam. Wchodzę do Sejmu, a za mną stoi ćwierć miliona ludzi, którzy mi zaufali. 40 tysięcy osób oddało na mnie głos. To jest piękne, ale to jest bardzo duża odpowiedzialność. Pojadę do Warszawy, spotkam się ze swoim klubem. Nie znam tych ludzi, nie będę tego ukrywał. Podam im rękę, usiądziemy, porozmawiamy. Ta partia naprawdę ma szansę być partią, która będzie walczyć o prawa Polaków. O tym chcę z nimi rozmawiać. Koledzy się ze mnie śmieją, że jak ktoś mnie zapyta: „Czy w przyszłości widzisz się jako jakiegoś ministra?” - to ja powiem, że chciałbym być ministrem pomagania.

Piękny truizm. Sądzi pan, że polityka w Polsce może być pełna wzajemnego szacunku?

Jak społeczeństwo doprowadziliśmy do tego, że politycy dali nam wmówić, że polityka musi się kojarzyć z brudnymi zagrywkami, kłótniami, z wzajemnym obrzucaniem się błotem. Oglądam obrady Sejmu. Widzę dorosłych ludzi, którzy się wzajemnie przekrzykują, czasami dochodzi tam do naprawdę dziwnych scen. Przecież oni zostali wybrani przez społeczeństwo. Naród. Bardzo mocno liczę na to, że ta kadencja może być inna. Z większym szacunkiem dla wszystkich. Polityka w Polsce dzisiaj kojarzy się z samymi złymi rzeczami, ja chce wierzyć, że będzie inaczej. Od wielu lat staram się odczarowywać łatkę polityka, samorządowca. Nie lubię być tak nazywany. Wolę być działaczem społecznym. Zostałem posłem i wiem, że nie mogę od tego uciec. Chcę jednak pokazać zupełnie inny obraz polityki. Takiej blisko ludzi, blisko mieszkańców – bo zawsze taki byłem.

W kampanii na banerach występował pan z psami. Ile psów znalazło nowy dom?

Tak. Było to dziesięć piesków. Wybraliśmy takie psiaki, które są już w schronisku bardzo długo, i które w pierwszej kolejności powinny znaleźć nowy dom. Do tej pory zostały adoptowane trzy psy. Czwarty proces adopcyjny jest w toku. Oczywiście nie jest to proste, ponieważ schronisko dokładnie musi sprawdzić, do jakiego domu piesek ma trafić.

Zapowiedział pan, że banery z kampanii trafią do schroniska, żeby można było wyściełać nimi klatki dla zwierząt. Posprzątał już pan?

Nie. Jestem w trakcie. Zbieramy banery cały czas, większość już zniknęła z miast.

To co dalej?

Szczerze?! Liczyłem na to, że przez chwilę będę mógł odpocząć. Kampania, to był wymagający czas. Stresowałem się, bo było dość duże napięcie. Pomyślałem, że po kampanii odpocznę… ale rzeczywistość zweryfikowała moje plany. Bardzo marzę o odpoczynku. Chcę trochę odreagować te emocje. Chyba pora włączyć tryb samolotowy na chwilę w komórce i dać sobie kilka dni oddechu.

Tak wygląda miejsce śmierci 5-letniego Maurycego. Mieszkańcy przynoszą misie i znicze
Sonda
Wybory 2023. Czy myślisz, że skoro rząd utworzyć mogą partie opozycyjne, to teraz pieniądze z KPO szybko trafią do Polski?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki