Marcin Wroński, Zimno, zimniej, zbrodnia

i

Autor: Materiały prasowe Marcin Wroński, "Zimno, zimniej, zbrodnia"

Kryminalne krzywe zwierciadło. Marcin Wroński w antologii "Zimno, zimniej, zbrodnia"

2022-02-28 9:27

O swoim opowiadaniu mówi, że to satyra. Marcin Wroński wybrał tę formę, bo pozwala odłożyć na chwilę sztywne reguły prawdopodobieństwa i poprzez grę z konwencją ostrzej pokazać ludzi. Wroński nie zawodzi. W antologii "Zimno, zimniej, zbrodnia" od Wydawnictwa Harde mistrzowie kryminału stworzyli aż osiem mrożących krew w żyłach historii – która najlepsza?

Ależ to jest lektura, zwrot akcji goni kolejny. W finale odkrywamy tajemnicę zbrodni, która miała szansę być tą niewykrywalną. Zbrodnia idealna to marzenie?

Marcin Wroński: Zawsze mam dylemat, pisząc kryminał, czego tak naprawdę chcę: trzymać się prawdopodobieństwa czy wymyślać bajki dla dorosłych? Niejednokrotnie pytałem policjantów, o co tak naprawdę chodzi w ich pracy śledczej. Często mówili, że – no cóż – gdyby większość zabójców nie zasypiała sponiewierana alkoholem w promieniu piętnastu metrów od ciała, to wykrywalność wyglądałaby zupełnie inaczej. Zatem patrząc na rzecz realistycznie, regułą są zbrodnie bardzo niedoskonałe.

Myśli Pan, że "Mała ojczyzna" mogłaby się wydarzyć naprawdę?

"Mała ojczyzna" akurat nie, bo to satyra, kryminalne krzywe zwierciadło. Ma ono tę zaletę, że pozwala odłożyć na chwilę sztywne reguły prawdopodobieństwa i poprzez grę z konwencją ostrzej pokazać ludzi. Natomiast pisuję w ten sposób rzadko i myśląc nad kolejnym kryminałem, przede wszystkim mam w głowie jego dwie główne funkcje. Oczywistą jest ta rozrywkowa, oparta na zagadce. Na tym, że czytelnik chce razem z detektywem prowadzić śledztwo i zobaczyć, czy tego zbrodniarza, którego wytypował na stronie dwudziestej, rzeczywiście ujrzy w kajdankach na stronie dwieście pięćdziesiątej. Jest też ta druga warstwa, realistyczna, która służy do tego, żeby kryminał mówił coś o czasach, o nas, naszych lękach i problemach.

Dla mnie to rzecz o wiele ważniejsze niż obmyślanie zbrodni doskonałej. Kryminały oparte li tylko na zagadce, jak klasyczne kryminały Arthura Conan Doyle'a czy zwłaszcza Agathy Christie, doceniam jako zjawisko literackie, ale jako czytelnik nudzę się przy nich. Nie interesuje mnie zastanawianie się, czy zabił kamerdyner, czy jednak pokojówka. Ciekawi mnie, dlaczego ta zbrodnia się wydarzyła. Dlaczego mogła zdarzyć się w tamtym czasie, miejscu. Zostać popełniona przez tego, a nie innego człowieka. Słowem, bardziej interesuje mnie socjologia, historia, to wszystko, co jest naokoło pytania, kto zabił. Wystarczy porównać tych dwoje wspomnianych autorów z Raymondem Chandlerem. U niego mamy zupełnie inny sposób patrzenia na sprawiedliwość, nowocześniejszy. Ten wolę.

Opowie Pan coś więcej o tym patrzeniu na sprawiedliwość?

A co rozumiemy przez sprawiedliwość? Marek Krajewski często podkreśla, że porządny kryminał powinien zacząć się od winy, a zakończyć karą, jak u Dostojewskiego albo jak w greckiej tragedii. Tylko co zrobić, gdy detektyw ma za krótkie ręce? Co z tego, że on wie, kto zabił, jeżeli nie może nic zrobić przestępcy? Jeśli, jak główny bohater większości moich powieści, komisarz Maciejewski, jest tylko kierownikiem wydziału śledczego w prowincjonalnym mieście, a ktoś, kogo miałby ochotę i powód zaaresztować, ma powiązania, powiedzmy, z władzami centralnymi?

Co, jeśli taki samorzutny detektyw, jakim jest Herbert Szaden z "Małej ojczyzny", musi tak prowadzić śledztwo, by przypadkiem nie zaszkodzić interesom swojego zleceniodawcy? Wówczas śledztwo może skończyć się tylko symbolicznym wymierzeniem kary. Tak robi na przykład Maciejewski w moim pierwszym kryminale, "Morderstwie pod cenzurą". Jako policjant jest w kropce, ale jako bokser amator może przestępcy, z którym przyszło mu się mierzyć przez trzysta stron książki, po prostu obić mordę na ringu.

Marcin Wroński o tragedii, której nie przykrył śnieg – "Zimno, zimniej, zbrodnia"

Jaka jest Pana zdaniem najohydniejsza zbrodnia?

Przestępstwa wobec bezbronnych. Wykorzystywanie, mordowanie dzieci, ale też bliskich, absolutnie niespodziewających się, że to właśnie ktoś z rodziny, czy też przyjaciel będzie miał złe intencje. Możemy się spodziewać, że jakiś tam złodziej ukradnie nam samochód. Nie mówię, że to jest w porządku, ale jeżeli ten samochód ukradłby mi najbliższy sąsiad, czułbym się znacznie bardziej okradziony.

Czy to zbrodnia, polubić zbrodniarza?

Ależ skąd! Najlepszym przykładem wspomniana "Zbrodnia i kara" Fiodora Dostojewskiego, w której sympatyczny student morduje siekierą wredną starą lichwiarkę. I jest nam go żal przez ponad pięćset stron, a staruchy ani przez chwilę. Ze mnie wprawdzie żaden Dostojewski, ale też w jednym ze swoich kryminałów, w "Haiti", uczyniłem ofiarą parszywego oszusta, a mordercą szlachetnego mściciela. To jeszcze jedna nieklasyczna odmiana sprawiedliwości, prawda? A słynny lincz we Włodowie sprzed kilkunastu lat? Recydywista terroryzuje całą wieś, policja i prokuratura nic nie robią, więc w końcu sąsiedzi nie wytrzymują i wyręczają wymiar sprawiedliwości. Czy można mieć do nich pretensję? Czy zna pani kogoś, kto współczuł ofierze?

Co się Pana zdaniem bardziej sprawdza w pisaniu kryminałów, chłodna analiza czy petarda emocji?

Do czego innego służy młotek, do czego innego śrubokręt. Chłodna analiza służy do planowania, a emocje do budowania napięcia, czyli do pisania w najbardziej ścisłym sensie tego słowa, do konstruowania zdań, dialogów, scen.

Sceną pańskiego opowiadania jest Szkodyń. Zabiera nas Pan na tereny przygraniczne w czasie pandemii. Co to za miejsce?

Szkodyń jest syntezą wszystkiego, co najohydniejsze w Polsce prowincjonalnej, jakkolwiek zrozummy się dobrze, Polska prowincjonalna ma swoje zalety. Jestem mieszczuchem, mieszkańcem nie największego z polskich miast i bywa, że sam czuję się prowincjuszem. Natomiast Herbert Szaden jest obcym w miasteczku. Nie pochodzi ze Szkodynia, tylko przyjechał tam i kupił księgarnię, bardzo niedochodowy interes w miejscu, gdzie ludzie czytają jeszcze mniej niż statystycznie.

Czego szukał Szaden w Szkodyniu?

Przez to, że jest tam obcy, może się tej rzeczywistości przyglądać w sposób niezakłócony. Jego detektywistyczne umiejętności, a przy okazji wielka chęć, by zostać autorem kryminałów (chociażby takim, jak Wroński), sprawiają, że mogę go używać w zupełnie inny sposób, niż takiego detektywa instytucjonalnego, jakim jest komisarz Maciejewski. Szaden nie jest skrępowany procedurami i z nim mogę sobie pozwolić na szalone rozwiązania.

O tak, ostatnia scena opowiadania zdecydowanie zapada w pamięci.

Cieszę się, tym bardziej że siedziałem nad nią długo, aż przypomniałem sobie rysunki Andrzeja Mleczki. Dotykają spraw poważnych, nad którymi należałoby raczej zapłakać, a mimo to budzą uśmiech. Jak zmęczony bohater i nieświeży trup.

Książka "Zimno, zimniej, zbrodnia" dostępna jest w najlepszych sieciach księgarskich i księgarniach stacjonarnych oraz internetowych, w tym na www.wiemiwybieram.pl, jak też w wersji e-book m.in. na woblink.pl, legimi.pl, publio.pl, ebookpoint.pl. Wydawnictwo Harde zaprasza na stronę www.harde.se.pl oraz na Facebook.com i Instagram - @hardewydawnictwo.

Sonda
Czy lubisz czytać książki?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki