Opowieść o miłości, która nie zna wieku. „Do trzech razy miłość” Krystyny Mirek

2025-09-22 16:56

W Bobrówce nic nie da się ukryć…a jednak trzy kobiety pod jednym dachem próbują zachować swoje uczucia w sekrecie. Każda z nich stoi na rozdrożu między pragnieniem a obawą, a tajemnice, które skrywają, mogą odmienić nie tylko ich życie, ale i losy całej miejscowości. Sięgnij po najnowszą powieść Krystyny Mirek „Do trzech razy miłość”, daj się porwać uczuciom.

Do trzech razy miłość

i

Autor: Canva/ Materiały prasowe Do trzech razy miłość, Krystyna Mirek

W małej miejscowości Bobrówka plotki szybko się rozchodzą, wszyscy wszystko o sobie wiedzą, śledzą swoje kroki. A mimo to trzy kobiety mieszkające w jednym domu skutecznie skrywają uczucia. I mają ku temu ważne powody. Jedna tajemnica goni drugą.

Klara – młoda studentka z głową pełną marzeń, Ania – ceniona nauczycielka i Łucja, która zawsze twardo stąpa po ziemi. Każda z nich spotkała kogoś, kto poruszył jej świat. Chłopak o mrocznej przeszłości, nieznajomy z aplikacji randkowej oraz nowy w okolicy wdowiec. Kim są naprawdę i jakie mają zamiary? Każdy z nich może być szansą… albo rozczarowaniem. Czy warto zaryzykować?

Przeczytaj fragment książki „Do trzech razy miłość” Krystyny Mirek:

Cisza. Tylko cisza. Maks zupełnie inaczej wyobrażał sobie wypadek motocyklowy. Sądził, że takiemu wydarzeniu towarzyszą głośny huk, łomot, a potem następuje wielkie zamieszanie. Zewsząd biegną ludzie. Słychać wycie syren policyjnych oraz karetek pogotowia. Tymczasem wokół zapadła głucha cisza. Był w szoku. Ślizg motocykla wyrzucił go mocno w powietrze. Uderzył tępo o ziemię całym ciałem. Okropne doświadczenie, które zapewne zapamięta do końca życia. Cud, że nic mu się nie stało. Tak przynajmniej sądził. Był cały, przytomny, choć poruszyć się nie potrafił. Nie myślał o tym. Co innego bolało bardziej. Nikt na niego nie poczekał, koledzy nawet się nie zatrzymali. Nie sprawdzili, co się stało. Czy przeżył.

Liczył się tylko wynik. Wygrana.

Poczuł gorzki smak w ustach. Też chciał zwyciężyć, był od tego uczucia uzależniony, wiele razy ryzykował z tego powodu zdrowie, a nawet życie. A im częściej się udawało, tym mocniej wierzył, że jest niezniszczalny, na specjalnych prawach. Inni odpadają, ale on zawsze osiąga cel.

A teraz leżał w rowie i nie mógł się poruszyć. Ale najgorszy ze wszystkiego był obezwładniający strach. Zanim Maks wypadł z drogi, w coś uderzył. I miał okropne, przerażające do szpiku kości wrażenie, że był to człowiek.

***

Oddychaj, po prostu oddychaj. – Te słowa Wiktor powtarzał w myślach od kilku tygodni. Taki miał teraz cel w życiu. Przetrwać kolejne pięć minut, potem kwadrans. Fajnie, kiedy uzbierała się z tego godzina.

– Zmienisz środowisko, otoczenie, poznasz nowych ludzi, będzie lepiej – powiedział mu sąsiad.

Nie przyjaźnili się blisko, ale nieszczęście zbliża. Sąsiad naprawdę współczuł Wiktorowi. Tyle że jego rada, choć wydawała się słuszna, nie przyniosła spodziewanego rezultatu.

Tyle ludzkiej życzliwości poszło na marne. Kuzyn oddał mu do zamieszkania dom, choć nosił się z myślą o jego sprzedaży. Brat pomógł się przeprowadzić, siostra zrobiła zapasy słoików i mrożonek na wiele tygodni. Każdy chciał pomóc.

Tylko że Wiktor nie był w stanie jeść. Słynne leczo siostry stało w lodówce nietknięte. Nawet próbował. Ale nic nie przechodziło mu przez gardło. Wszystko wywoływało wspomnienia, choć w tym domu nigdy wcześniej nawet nie postawił stopy. Jednak zwykły talerz na stole, wieczorna herbata, śniadanie, wyrzucanie śmieci, nie wspominając już o zakupach, spacerach, praniu czy kładzeniu się wieczorem spać, wywoływało ból.

I jak się okazało, nic nie miało znaczenia: łóżko, świeża pościel, widok z okna. Wyrzucił wszystkie perfumy z dawnych czasów, kupił nowe koszule. Głupota. Musiałby sobie mózg amputować. A najlepiej od razu z sercem w pakiecie. Ale czegoś takiego nie robią nawet najlepsze amerykańskie kliniki, a co dopiero polski NFZ.

Pozostało tylko zabijać czas. Ponoć najcenniejszy majątek. A on dusił go, ugniatał i marzył, by było go jak najmniej. Sporo czytał, spacerował. Malował – to go uspokajało. Obrazy, grafiki, miniatury, a nawet zakładki do książek. Dziś jednak wylał pojemnik z farbą na płótno, a potem cisnął nim o ścianę, rozbryzgując na białej powierzchni spore plamy.

Było mu wszystko jedno. Miał dość.

– Co ty sobie wyobrażasz! – Szef wydawnictwa wrzeszczał do słuchawki. – Że jesteś jakimś pieprzonym Grishamem! Wiesz, ile on książek w roku pisze?

– Skoro klniesz w oficjalnej służbowej rozmowie, to domyślam się, że sporo... – Andrzej próbował mówić z lekkością, ale to nie pomagało. Sprawy zaszły za daleko i zdawał sobie z tego sprawę. Jedną nogą już był w świecie ludzi bez pracy. Z nieopłaconymi rachunkami, bez dachu nad głową i perspektyw.

– Masz się wywiązać z umowy albo musisz oddać zaliczkę!

Andrzej westchnął ciężko.

Sporo się pisze w literaturze na temat weny. Zwłaszcza romantycy wypowiadali się często o tym magicznym zjawisku, które sprawia, że twórcy działają w natchnieniu, dopieszczając z lekkością swoje wielkie dzieła. Andrzej uważał, że w tych wszystkich opracowaniach, wywiadach czy nawet pracach doktorskich stanowczo za mało miejsca poświęca się na zagadnienie wpływu zaliczki na wenę. Zwłaszcza takiej zaliczki, którą się już dawno temu wydało. Ale w jego przypadku nie zadziałało nawet to.

– Dobrze, już dobrze – próbował łagodzić. – Nie złość się tak bardzo. Przecież wiesz, że jak mówię, że coś będzie, to... wiem, co mówię – zawahał się. – Po prostu będzie...

Dwa powtórzenia w jednym zdaniu i żadnej kreatywności – pomyślał samokrytycznie. – Wstyd jak na pisarza.

Ale takie właśnie miał teraz możliwości. Od tygodni nie napisał żadnego sensownego akapitu. Wydawca już trzy razy przełożył mu termin. Czwarta prośba wprawiła szefa w prawdziwą wściekłość.

– Będzie, obiecuję – zakończył Andrzej trzecim powtórzeniem. Rozłączył się.

Szef wydawnictwa puścił go nie dlatego, że uwierzył, ale chyba po prostu ręce mu już opadły. Obaj wiedzieli, że dalsza dyskusja i tak niczego nie zmieni. Książka musi się pojawić i tyle, w przeciwnym razie obaj będą mieli poważne kłopoty.

Andrzej po raz pierwszy poczuł prawdziwy strach. Wiedział, że każdego dnia wysyłanych jest kilkaset nowych propozycji wydawniczych. Na jego miejsce czekało wiele osób. Marzenie o pisaniu jest niezwykle popularne. A on bardzo chciał nadal to robić. Kochał swoją pracę, niczego innego tak dobrze nie potrafił robić. Tyle tylko, że po wydaniu ośmiu świetnie przyjętych powieści nagle nie mógł ruszyć z miejsca. Jakby mu ktoś odebrał wszystkie moce.

Za to konkurencja zasuwała tego lata. Premiera za premierą. Jeden sukces gonił drugi. To aż go kłuło w oczy. Ale nie mógł się powstrzymać przed niekończącym się przeglądaniem wiadomości. Popularni pisarze działali w mediach społecznościowych prężnie. Mieli takie świetne życie. Podróżowali, spełniali się w szczęśliwych związkach, dbali o swoje piękne domy, ćwiczyli na siłowniach jak zaczarowani i jeszcze mieli czas czytać, odpoczywać, a przede wszystkim pisać.

Na czas, dobrze, dużo...

Szczerze powiedziawszy, szlag go od tego trafiał. Na tym tle jego życie wyglądało wyjątkowo szaro. Zwykłe mieszkanie, samotność, Andrzej nie miał nawet kota, którego urocze zdjęcie mógłby od czasu do czasu wrzucić do sieci. Zgromadził na koncie trochę oszczędności, z którymi nie bardzo wiedział, co zrobić. Albo brakowało czasu, albo samemu mu się nie chciało. Tylko że nikogo jego przemyślenia nie interesowały. Czekali na tekst, a tego jednego nie miał.

Nagle wpadł na pewien pomysł. Złapał za plecak i natychmiast przystąpił do jego realizacji.

***

Dom pachniał ciastem, choć piekarnik był już od dawna wyłączony. Łucja siedziała przy kuchennym stole. Mieszała herbatę, której nie miała zamiaru pić.

Słońce wpadało przez firanki, światło kładło się na blacie, na którym leżała książka otwarta na stronie dwudziestej czwartej. Kiedyś Łucja potrafiła przeczytać całą powieść w dwa wieczory. Teraz wpatrywała się w ten sam akapit trzy razy i nie rozumiała ani słowa.

– Babciu?! – zawołała z góry Klara. – Zostawiłam ci mój szalik na wieszaku. Jakbyś szła do biblioteki, to weź, dobrze? Jest dosyć zimno, choć dopiero wrzesień. Ale dziś to bardziej listopad.

– Dobrze, dziecko – odpowiedziała pospiesznie Łucja. – Ale nie wiem, czy pójdę. Kłamstwo. Oczywiście, że pójdzie. O ósmej trzydzieści, jak co wtorek. Tak się składa, że właśnie wtedy przychodził pan Wiktor. Co za zorganizowany człowiek! Ona miała stałą godzinę, bo uczestniczyła w wolontariacie, ale on tylko wymieniał książki. Mógł się pojawić w bibliotece o dowolnej porze. A jednak zawsze przychodził właśnie wtedy.

Łucja westchnęła i spojrzała w okno. W ogrodzie przekwitały ostatnie róże. Jesień skradała się powoli, ale skutecznie – jak zawsze. Słońce świeciło całkiem mocno i z tej perspektywy można się było nabrać, że wciąż jest ciepło i przyjemnie. Wystarczyło jednak tylko wyjść na zewnątrz, by się przekonać, że to tylko ułuda. Trochę jak w życiu. […]

Krystyna Mirek. Autorka popularnych książek obyczajowych. Tworzy pogodne opowieści, choć nie ucieka od życiowych problemów i prawdy. Czytelniczki kochają ją za pełne optymizmu i dobrych emocji historie, pozwalające im utożsamiać się z bohaterkami.  Jest absolwentką polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Przez wiele lat pracowała w szkole, gdzie uczyła języka polskiego. Pisanie było jej pasją, a stało się także sposobem na życie. Na swoim koncie ma ponad pięćdziesiąt powieści, które cieszą się niesłabnącym powodzeniem i zdobywają listy bestsellerów. Mama czwórki dzieci. Mieszka pod Krakowem.

Książka „Do trzech razy miłość” Krystyny Mirek dostępna w najlepszych sieciach księgarskich i księgarniach stacjonarnych oraz internetowych, w tym na vivelo.pl, jak też w wersji e-book m.in. na empik, virtualo, woblink.pl, legimi.pl, publio.pl, ebookpoint.pl. Premiera 24 września

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki