- Odkryj Gozo, maltańską wyspę, która została Europejskim Regionem Gastronomicznym 2026.
- Zanurz się w kulturze Gozo, od instagramowych jaskiń po sanktuaria i cytadele, zanim spróbujesz lokalnych specjałów.
- Skosztuj tradycyjnych potraw, takich jak kunserva, gbejna i królik, a także wyjątkowej kawy po maltańsku.
- Poznaj sekrety kuchni Gozo i dowiedz się, dlaczego jury doceniło jej lokalne produkty i tradycyjne metody.
Na Gozo docieram promem z Malty z portu w mieście Ċirkewwa. Przez 30 minut obserwuję, jak zmieniają się odcienie morza. Turkusowe pasy w pobliżu brzegu, granatowa, niemal atramentowa barwa na otwartej wodzie i srebrzyste refleksy z fal i promieni słońca. Można w tej toni się zatracić, patrzeć w bezkres nie zwracając uwagi na wiatr, który, mimo że ciepły, to jednak targa włosy i podwiewa spódnicę. Ale to nie problem, gorzej, kiedy głód daje o sobie znać. Śniadanie zjadłam niewielkie, bo w planach miałam wizytę w restauracji z lokalną kuchnią. Dlatego, gdy port Mgarr pojawił się na horyzoncie, nie mogłam się doczekać zejścia na ląd.
Gozo karmi ciało i duszę
Zanim jednak zaspokoję głód, moja przewodniczka Ilona, chce pokazać mi miejsce, które nakarmi oczy. To jeden z najpopularniejszych instagramowych punktów. L-Għar tal-Mixta to naturalna jaskinia położona na klifach w pobliżu miejscowości Nadur. W epoce brązu była naturalnym schronieniem, w czasach Joannitów stanowiła punkt obserwacyjny. Rozciąga się stąd widok na Ramla Bay, jedną z najpiękniejszych plaż Malty, o charakterystycznym czerwono-złotym piasku. Jestem tu w południe i widok zapiera dech w piersiach. Jaskinia działa trochę jak okno do innego, rajskiego świata. O zachodzie słońca musi tu być nieziemsko. Dodam, że można tu dojechać samochodem, przynajmniej do pewnego momentu. Trasa prowadzi przez prywatną posesję, więc czeka nas około 10-minutowy spacer i zejście krótkimi schodami do jaskini. Można także dojść pieszo z Ramla Bay. Droga pod górę zajmie około 20 minut.
Później odwiedzam jeszcze Ta’ Pinu, czyli narodowe sanktuarium Malty. Według legendy pod koniec XIX wieku mieszkańcy usłyszeli tu głos Matki Boskiej, a modlitwy do niej doprowadziły do wielu cudownych uzdrowień, co zapoczątkowało ruch pielgrzymkowy. Dziś Ta’ Pinu, z charakterystyczną neoromańską bryłą i 61-metrową wieżą, przyciąga tysiące wiernych i turystów z całego świata (także Polaków). Wewnątrz można zobaczyć i przeczytać mnóstwo świadectw uzdrowienia od tych, którzy go doświadczyli. Na koniec dnia odwiedzę jeszcze cytadelę górującą nad Victorią, stolicą wyspy Gozo. Piaskowiec, z którego jest zbudowana, przepięknie prezentuje się na tle błękitu nieba. Wąskie uliczki, w których można się zgubić i poczuć, jakby czas cofnął się kilka wieków, sprawiają, że mogłabym zostać tu na kilka godzin. Na szczęście Luke i jego rodzina dobrze mnie nakarmili, więc mogę niespiesznie zwiedzać. Ale właśnie, wróćmy do jedzenia.
i
Gozo co i gdzie zjeść?
Miejsce, w którym będę próbować lokalnych przysmaków to Vini e Capricci by Abrahams. Brzmi jak nazwa włoskiej trattorii i choć na miejscu jest mnóstwo włoskich produktów, to jednak gozitańskich jest znacznie więcej. Ze względów historycznych, ale i bliskość Sycylii, w kuchni maltańskiej znajdziemy sporo odniesień do Włoch. Zresztą nie tylko Włoch, ale także Wielkiej Brytanii, Afryki oraz Bliskiego Wschodu.
Vini e Capricci by Abrahams to rodzinna restauracja połączona ze sklepem, delikatesami i winiarnią. Ogromne miejsce podzielone na kawiarnię, restaurację, sklep i miejsce do degustacji wina w jednej z najstarszych wiosek na wyspie – Xewkija. Kiedy z zainteresowaniem oglądam produkty na sklepowych półkach, moja przewodniczka oznajmia mi, że za chwilę będę mogła zobaczyć, jak przygotowuje się kawę po maltańsku. Opowiadała mi o tym korzennym specjale w drodze do restauracji. Jednak kawa dopiero po posiłku. Zmierzamy do sali degustacyjnej, kelner przynosi deskę lokalnych przysmaków i zanim zdąży opowiedzieć, co się na niej znajduje, do pomieszczenia wpada młody, na oko 40-letni mężczyzna. – Cześć jestem Luke. Miło mi Cię poznać – mówi dyrektor rodzinnej firmy i od razu sięga po lokalne wina. Z dumą pokazuje butelki, w których znajdują się zarówno lokalne szczepy takie jak Girgentina (białe), czy Gellewża (czerwone), ale także inne popularne na świecie np. Vermentino, Chardoney, Merlot lub też Sangiovese. Luke razem z tatą oraz lokalnym producentem win - Tal-Massar Winery stworzyli specjalną edycję lokalnych win sygnowanych marką Ogygia. Nazwa nawiązuje do mitycznej wyspy z „Odysei” Homera, gdzie nimfa Kalipso przez siedem lat gościła Odyseusza. W mitologii greckiej Ogygia była symbolem spokoju, piękna i oderwania od świata, a właśnie takie doświadczenia chcą serwować swoim klientom. Kiedy wino jest w kieliszkach, Luke zaczyna opowiadać o tym, co na talerzu. Na początek próbuję chleba posmarowanego pastą o burgundowej barwie.
- To kunserva, czyli pasta z dojrzałych pomidorów, gotowanych tak długo aż uzyskamy skoncentrowany smak. To jedna z najlepszych rzeczy na Gozo. Dodajemy ją do sosów, zup, gulaszu i smarujemy chleb. Tutaj jest wersja łagodna, wersja słona jest mniej popularna. Jeśli jej spróbujesz, od czubka języka do głowy, poczujesz skok ciśnienia krwi. Jest taka słona. Czasami zastanawiam się, dlaczego mam takie wysokie ciśnienie - śmieje się Luke.
W międzyczasie próbuję wersji łagodnej. Przypomina odrobinę koncentrat pomidorowy, który doskonale znamy w Polsce. Jednak kunserva, ma w sobie mnóstwo umami, które znajdziemy tylko w bardzo dojrzałych pomidorach. Jest słodka i słona jednocześnie z odrobiną kwasowości. Pewnie jej sekretem jest słońce, którego na Gozo i Malcie nie brakuje nawet zimą.
Obok świeżego chleba z kunservą, na desce mam także plastry lekko podwędzonej i podsmażonej kiełbasy, którą robi lokalny rzeźnik. Jest także porchetta, czyli tradycyjna włoska pieczeń wieprzowa. Luk zaznacza jednak, że robi ją sam. Kiedyś przywoził ją z Włoch, ale z czasem przyszła większa świadomość.
i
– Skoro mamy dobre mięso tutaj, to gotujmy z miejscowych składników – tłumaczy i dodaje - podobnie jest z oliwą i oliwkami. Przecież tłoczymy tu znakomitą oliwę, rosną tu oliwki – nie musimy ich sprowadzać, mam znakomitą jakość. Te oliwki na talerzu, robię sam. Oczyszczamy je, a potem mieszamy z solą. I zostawiamy na kilka tygodni, aby usunąć goryczkę.
Obok oliwek, są także suszone i świeże pomidory, kapary, anchois oraz bigilla i gbejna. Bigilla to tradycyjna maltańska pasta z gotowanej fasoli, która w smaku bardziej przypomina bób. To pyszna alternatywa dla humusu. Pojawia się w menu niemal każdego pubu i restauracji. Natomiast gbejna to tradycyjny owczy ser i duma Gozo. Pasterze z wyspy wytwarzali ser głównie z mleka owczego, dziś popularne są także serki krowie i kozie. Pierwotnie do produkcji zamiast podpuszczki używano wody morskiej. Warto spróbować wszystkich jego rodzajów. Świeża (friska) jest miękka, kremowa, delikatnie mleczna. Suszona na słońcu (moxxa) – moja ulubiona, jest twardsza z lekko orzechowymi nutami. Bardziej ntesnywny i pikantny smak znajdziemy w solnej (maħsula) oraz pieprznej (tal-bżar). Ta ostatnia obtoczona w czarnym pieprzu, dojrzewa w oleju lub occie. Podobna jest także wersja z chili. Ġbejna to jedyny maltański produkt, który może poszczycić się unijnym certyfikatem Chronionej Nazwy Pochodzenia (przyznanym w 2025 roku), ale Luke uważa, że to nie ser jest największym powodem do dumy.
- Powinniśmy szczycić się doskonałą solą, kunservą, miodem i oliwą – gdy to mówi, do naszego stołu podchodzi Manana, czyli babcia Luke'a. Uśmiechnięta, drobna kobieta, która za chwilę przygotuje dla mnie kawę po maltańsku.
- Manana to połącznie imion Mary Ann – wszyscy tak do mnie mówią – opowiada. Luke przytula babcię i podkreśla, jak ważna jest w jego życiu, także zawodowym. - Babcia jest z nami w sklepie, ale także uczy nas gotować – tłumaczy. Nagle obok niego pojawia się Michelle – mama Luke'a. – Manana ma niesamowity dar. Dzieli się z nami przepisami, gotujemy razem, ale nam nigdy nie wychodzi to tak jak jej. Nawet jeśli zrobimy ciasto dokładnie według przepisu – opowiada Michelle, której wtóruje Luke – babcia ma w sobie mądrość. Często mówi, że dziś powietrze jest wilgotne, więc dodaj więcej mąki. Ma też niesamowite wyczucie w rękach, jest wspaniała i mam nadzieję, że kiedyś nauczę się gotować dokładnie tak jak ona.
i
Kawa po maltańsku
Manana uśmiecha się skromnie i zaprasza do kuchni. Teraz czas na kawę po maltańsku. Tradycję picia kawy przywieźli tu Turcy, dlatego przygotowuje się ją w podobny sposób.
- Niektórzy ludzie chcą pić kawę z mlekiem, ale to nie ma sensu. Szkoda psuć te aromaty – mówi Manana i wlewa wodę do tygielka. Otwiera specjalną mieszankę kawy. W powietrzu unosi się aromat goździków, anyżu i cykorii. Gdy woda się zagotuje – kontynuuje – wsypujemy tę drobno zmieloną kawę i ponownie gotujemy, mieszając.
Gdy kawa nabiera mocy, Luke pokazuje mi, jak przygotowuje rozmarynową oliwę, w międzyczasie pyta, czy spróbuję królika, bo fenek (maltańska nazwa królika), to danie narodowe. Przyrządza się z niego mnóstwo potraw. Piecze, gotuje w sosie, dodaje do makaronu, pizzy i do farszu w lokalnych pierogach. Nie mogę więc odmówić, ale proszę o niewielką porcję, bo na Malcie i Gozo dania serwuje się w ogromnych ilościach.
Królik przygotowany przez Luke'a pływa w sosie pomidorowym z odrobiną cynamonu i zielonego groszku. Gdy sięgam po sztućce – słyszę, że nie ma sensu. Królika jemy tu dłońmi! Kończę królika, na stole pojawia się kawa, do której warto dodać odrobinę cukru (nawet jeśli zazwyczaj nie słodzimy), wtedy wydobędziemy jeszcze więcej smaku i aromatu.
i
Gozo Europejski Region Gastronomiczny 2026
Międzynarodowy Instytut Gastronomii, Kultury, Sztuki i Turystyki (IGCAT) przyznał Gozo prestiżowy tytuł Europejskiego Regionu Gastronomicznego. Jury doceniło wysoką jakość lokalnych produktów, przywiązanie do tradycyjnych metod produkcji żywności oraz harmonijne połączenie kuchni z kulturą, sztuką i rzemiosłem. Jest tu mnóstwo gospodarstw agroturystycznych, rolników i producentów żywności. Mnóstwo barów, restauracji i knajpek oferuje lokalne dania. Niespieszna atmosfera wyspy, gościnność i otwartość mieszkańców sprawiają, że Gozo jest wyjątkowe. Oprócz dań i produktów, wymienionych wyżej warto tu także spróbować dań z popularną na całej Malcie lampuki oraz pastizzi. Lampuki to ryba, która zawiera mało tłuszczu, ma zwarte mięso, przez co może być sucha, dlatego najczęściej podaje się ją w formie zapiekanki z warzywami, oliwkami i kaparami w kruchym cieście. W karcie znajduje się pod hasłem lampuki pie. Pastizzi to małe złociste i chrupiące ciastka z ciasta filo, nadziewane ricottą lub puree z groszku. Idealne na szybki lunch lub przekąskę, do kupienia w lokalnej piekarni.