Mieszkanie

i

Autor: Pixabay Za wąska droga wyjazdowa jest problemem mieszkańców jednego z osiedli w Redzie.

Reda. Nie wjadą tam nawet strażacy. Wąska droga do wymarzonych mieszkań

2022-01-21 20:29

To miały być wymarzone mieszkania w sąsiedztwie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Problemem jest jednak jedyna droga dojazdowa do trzech bloków. Odcinek ma ledwie 3 metry szerokości i jest znacznie węższy niż zaplanowano. Nie mogą tam wjechać nawet strażacy. Co więcej, w całej sytuacji nie pomaga konflikt deweloperów. Materiał programu "Uwaga!" TVN.

Plany budowy zakładają, że droga ma mieć 11 metrów szerokości. Mieszkańcy twierdzą nawet, że niektórych miejscach to nawet 16 metrów. Mieszkańcy domagają się odpowiedzi na te pytania. Droga jest tak wąska, że nie mogą przez nią przejechać strażacy. – Jest za wąsko, dodatkowo wjazd uniemożliwia studzienka kanalizacyjna. Samochód waży ponad 13 ton. Pod górę droga musi mieć około pięciu metrów szerokości – tłumaczą reporterom "Uwagi" strażacy w OSP w Redzie.

Osiedle wybudował deweloper Jerzy Dehling. To nie pierwsza jego inwestycja w Redzie. To wręcz niemożliwe, że przedsiębiorca nie zorientował się, że miasto nie wykupiło zaznaczonej w planach drogi i że wydało pozwolenie na budowę. – Urzędnik spojrzał na plan, zobaczył, że jest droga i pyk, wydał zgodę – mówi Jerzy Dehling przed kamerami TVN.

Obecnie deweloper udostępnia tymczasowo mieszkańcom przejazd przez wykupioną przez siebie działkę. W planach ma jednak budowę kolejnego budynku. Mieszkańcy nadal nie mają zabezpieczonego dojazdu do posesji.

Ziemia przy wąskiej drodze osuwa się

Wąska droga nie jest jedyną niedogodnością mieszkańców osiedla. W 2018 roku inna firma deweloperska rozpoczęła obok budowę drugiego osiedla. Prace na niej są wstrzymane. od ponad roku. Wody opadowe, przepływające przez niedokończoną budowę, wywołują osuwanie się ziemi, co niszczy drogę. – Nie ma odpływu wód opadowych, więc woda płynie z góry całą szerokością ulicy i podmywa skarpę, na której stoi budynek – tłumaczy w "Uwadze" jedna z mieszkanek osiedla.

Osiedle, przez które przepływają wody opadowe, kilka razy zmieniało właściciela. Obecny inwestor twierdzi, że nie ma mowy o ewentualnej katastrofie budowlanej. – Nie ma takiej możliwości, bo to jest grunt trwały, a nie nawieziony do budowy. Jeśli coś by było nie tak, to byłoby palowanie i wykonawca uwzględniłby to w kosztorysie. A starostwo na pewno nakazałoby zrobić badania geologiczne – zapewnia Janusz Hirsch, pełnomocnik zarządu spółki „Leśne Zacisze”.

Konflikt deweloperów

O sytuacji związanej z osiedlem opowiedział też burmistrz Redy. – Na mapie widać, że był tam potężny i głęboki jar. Cały ten teren został zasypany. Te potężne jary stanowiły swego rodzaju retencję. Powstały tam chyba cztery budynki wielorodzinne i zaczął się problem. Wody opadowe, przy dużych nawalnych deszczach, powodują spłukiwanie gruntu, który ostatecznie zanieczyszcza drogę publiczną. Robimy całe akcje, żeby to później czyścić, bo stanowi to zagrożenie bezpieczeństwa ruchu – mówi Krzysztof Krzemiński.

Słowom burmistrza zaprzecza Janusz Hirsch. Za zaistniałą sytuację z wodami opadowymi obwinia pana Jerzego, który wybudował wcześniej trzy bloki na skarpie. Jerzy Dehling odpowiada, że bloki, które wybudował na skarpie, mają wykonany specjalny system odwadniający. Polega on na tym, że wody opadowe trafiają do gruntu, który ma je wchłaniać. Zdaniem pana Jerzego rozwiązaniem jest powstanie muru oporowego przez nowego inwestora. Nowa budowa nie może być od roku zakończona, bo pan Jerzy nie pozwala wjeżdżać na swój teren ciężkim sprzętem budowlanym drugiemu deweloperowi. Konflikt zatem trwa, a mieszkańcy nadal muszą użerać się z wąską drogą wyjazdową.

Sonda
Czy znasz kogoś, kto został oszukany przez dewelopera?
Knurów: Chciał wjechać rowerem do biura!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki