Dlaczego?!

Znaleźli ciało Grzegorza Borysa, ale pytania się mnożą. "Tak dziwnej sprawy jeszcze w Polsce nie było"

2023-11-09 13:41

W tej sprawie jedno jest pewne - Grzegorz Borys nie żyje. Nie wiadomo, czy ktoś mu pomógł, czy to była śmierć samobójcza. Biegli uznali, że przyczyną śmierci było utonięcie. Sprawą obławy za zawodowym żołnierzem żyła cała Polska. Był ścigany za śmierć 6-letniego Olka z Gdyni. W ciągu przeszło dwóch tygodni nasi dziennikarze odbyli długie rozmowy z policjantami, ekspertami i psychologami. Wszyscy są zgodni - "tak dziwnej sprawy jeszcze w Polsce nie było".

- W większości przypadków, gdy ojciec zabił dziecko to albo od razu popełniał samobójstwo albo próbował się zabić. Gdy wchodziliśmy do domu i sprawca żył, to płakał. Takiej sprawy, aby ojciec uciekł po dokonaniu tak okropnego czynu i miał się ukrywać w lesie, ja nie pamiętam - mówi nam jeden z policjantów, który wyjaśniał sprawy podobne do tej, która miała miejsce w Gdyni. Wszystko zaczęło się 20 października - to właśnie wtedy na policję w Gdyni zadzwoniła żona Grzegorza Borysa i powiedziała, że on zabił ich sześcioletniego syna. Dziecko zostało pozbawione życia w okrutny sposób. Chłopiec miał poderżnięte gardło. Po tym wszystkim, zabójca pobiegł do lasu. Został nagrany przez monitoring. Zawodowy żołnierz wbiegł do lasu koło Źródła Marii. W domu pozostawił lis. Napisał w nim: "Przepraszam za wszystko. Wszyscy jesteście bestiami".

Czytaj więcej o sprawie: Grzegorz Borys zasiał strach wśród sąsiadów. "Wszystko się zmieniło"

Obława na Grzegorza Borysa. Ciało znaleziono, pytania się mnożą

Do akcji od razu wkroczyła Żandarmeria Wojskowa i setki policjantów. Przez kilka pierwszych dni pościgu nie znaleziono niczego w lesie obok Źródła Marii. Nurkowie, którzy weszli do pobliskiego zbiornika również niczego nie znaleźli. Dopiero po kilku dniach obławy, policja miała znaleźć plecak z rzeczami poszukiwanego. Miał on być właśnie tam, gdzie na początku trwały poszukiwania.

Nurkowie po raz kolejny weszli do bagna. Gdy wreszcie po 18 dniach poszukiwań ciało Borysa zostało wyciągnięte z wody okazało się, że ma on na sobie inne buty niż te, w których wybiegł z domu po zabiciu dziecka. Ci, którzy widzieli zdjęcie zwłok Borysa po wydobyciu z wody nie mogli uwierzyć w to co powiedział biegły sądowy. On uznał, że śmierć poszukiwanego nastąpiła przez utonięcie.

Grzegorz Borys po tym jak zabił syna, miał próbować popełnić samobójstwo. Miał powierzchowne rany cięte na rękach udach i szyi. Mało tego, miał też rany po postrzałach. Miał do siebie strzelać z broni na sprężone powietrze. Dopiero potem miał rzucić się do wody. To, że Borys nie żyje to jedyna pewna rzecz w tej całej sprawie. Nie wiadomo, było motywem jego działania. Mężczyzna miał kłócić się z żona, ale nigdy nie było w jego domu interwencji. Ci, którzy go znali mówią, że on kochał syna, a syn jego. Pojawiają się spekulacje o chorobie psychicznej, ale żołnierz nigdy nie był u psychiatry.

Mało tego - kilka tygodni temu Grzegorz Borys sprowadził swoją mamę ze Szczecina do Trójmiasta. Ci, którzy go znali mówią, że był ciepłą kluchą nierzucającą się w oczy. Dlatego pojawiły się spiskowe teorie tej zbrodni. - Tak dziwnej sprawy jeszcze w Polsce nie było - przyznają nasi rozmówcy. Jest jeszcze jeden wątek i dotyczy on śmierci strażaka, który szukał Grzegorza Borysa. Bartosz Błyskal był płetwonurkiem. Nie wiadomo, dlaczego zginął, ale na pewno nie utonął. Do sprawy będziemy wracać.

Pogrzeb strażaka, który zginął podczas obławy na Grzegorza Borysa
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki