Afera śmieciowa pod Warszawą. Tak się robi biznes na śmieciach w Polsce

2019-03-19 5:00

Zamiast na wysypisko albo do spalarni, tony odpadów komunalnych nielegalnie trafiały do dołu w ziemi zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy. Właściciel żwirowni Jan M. ma postawione zarzuty i miał zapłacić 11 mln zł grzywny. To pierwsza tak dobrze udokumentowana sprawa w okolicy Warszawy, dotycząca wywożenia nielegalnych odpadów!

śmieci na terenie wyrobiska w Olszewicach

i

Autor: materiały policji/ Materiały prasowe

Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie po zawiadomieniu burmistrza Kałuszyna, który miał dość zwożenia na teren jego gminy odpadów m.in. z Warszawy. Mieszkańcy informowali bowiem o kolejnych ciężarówkach pełnych śmierdzących, komunalnych resztek, które wjeżdżają na teren wyrobiska pokopalnianego w Olszewicach w gminie Kałuszyn. Schemat ten sam, najpierw ciężarówka z komunalnymi, potem zasypywanie żwirem i piachem.

22 lipca 2016 r. - inspektorzy WIOŚ nakryli tam ciężarówkę załadowaną odpadami i koparkę, która zasypywała wyrzucone do ziemi śmieci

29 lipca 2016 – kolejna kontrola w Olszewicach. Inspektorzy stwierdzają jak ciężarówka opuszcza wyrobisko a w środku dymią jeszcze świeżo zrzucone odpadki

21 czerwiec 2017 r. - pracownica urzędu gminy, jadąca akurat tam na kontrolę zauważyła samochód ciężarowy wypełniony odpadami. Na miejscu w Olszewicach zastała zrzucone odpady, które koparka zasypywała właśnie ziemią. - Nie udało nam się wtedy złapać kierowców ciężarówek bo te, które czekały na wjazd, prawdopodobnie się ostrzegły i odjechały. Ale udało się zrobić zdjęcia koparkom - opowiada nam burmistrz Kałuszyna Arkadiusz Czyżewski.

Z ustaleń prokuratury i WIOŚ wynika, że śmieci były przewożone tam regularnie od 2014 roku! Skąd? Nie wiadomo. Kierowcy ciężarówek tłumaczyli, że nie interesowała ich zawartość. Właściciele aut też twierdzili, że nic nie wiedzą. Właściciel żwirowiska Jan M. tłumaczył śledczym, że ktoś wjechał na jego teren nielegalnie, innym razem ktoś wyłamał kłódkę do bramy a kolejnym – że „przecież wśród gruzu z budowy mogły się trafić inne odpadki”. A na zwalenie gruzu pozwolenie miał. Prokuratura przedstawiła mu zarzuty nielegalnego składowania odpadów w taki sposób, że stwarzały zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi. Sprawa jest w sądzie. Grozi mu do 5 lat więzienia. 59-latek nie przyznaje się. - To kłamstwo i nagonka. Żadnych odpadów nie odbierałem i nie odbieram, a śledztwo ma kontekst polityczny – tłumaczył w rozmowie z „Super Expressem”. Ale później nie zgodził się na cytowanie.

- W ciągu 4 lat przeprowadziliśmy 12 kontroli, 8 wykazało nieprawidłowości. Pobrane próbki deponowanych odpadów wykazały obecność odpadów, które nie powinny się naleźć w żwirowisku – informuje Aleksandra Dziwulska z delegatury WIOŚ w Mińsku Mazowieckim.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki