Obchody w kolorze czerwonego dymu

2015-08-02 23:52

Tegoroczne obchody rocznicy Powstania Warszawskiego przybrały formę czerwonego dymu na ulicach. Narodowcy i kibice odpalali race w godzinę „W” na rondzie Dmowskiego i na rondzie Radosława a wieczorem także na Kopcu Powstania Warszawskiego. Wszędzie słychać było okrzyki „Cześć i chwała bohaterom!”, ale też – niepotrzebnie chwilę później na przykład: „Legia, Legia Warszawa!”

W sobotę o godz. 17 zawyły syreny, zabiły dzwony, ruch na ulicach karnie zamarł, na Wiśle sygnalizatory odpaliły nawet statki. Wieczorem tysiące warszawiaków śpiewało powstańcze piosenki na Placu Piłsudskiego. To wyjątkowy, wzruszający moment wspólnoty, gdy mieszkańcy gromko wyśpiewują „Sanitariuszkę Małgorzatkę” czy „Warszawskie dzieci”. 11 lat temu zwyczaj tych śpiewanek narodził się spontanicznie zainicjowany przez grupę muzyków, później z roku na rok pomysł Muzeum Powstania Warszawskiego zyskiwał coraz liczniejszych zwolenników aż od dwóch lat doczekał się telewizyjnej transmisji. W tłumie śpiewających w sobotę znalazł się nawet prezydent elekt Andrzej Duda, czego nie omieszkał obwieścić wszystkim zebranym konferansjer ze sceny. Po co, skoro miał to być spontaniczny gest polityka? Nie do końca wiadomo. O północy w Muzeum Powstania tradycyjnie odbyły się „powstańcze dziady” - premiera spektaklu „Ciekawa Pora Roku” w reżyserii Agaty Dudy-Gracz. Młoda, zdolna artystka przygotowała własną sztukę o tym, co by było, gdyby przeżyli ci, co w Powstaniu Warszawskim zginęli. Czy to udane przedstawienie – można ocenić samemu. Będzie ono grane jeszcze do 5 sierpnia. W sobotę o godz. 17 tradycyjnie wielu mieszkańców stolicy pojawiło się na Powązkach Wojskowych by zapalić znicze na powstańczych grobach. Niestety w tym wszystkim niknęli tylko nieco sami powstańcy. Autentyczne biało czerwone opaski żołnierzy Armii Krajowej na rękawach ginęły wśród tych symbolicznych, zakładanych przez młodzież i członków grup historycznych. Jeszcze kilka lat temu 1 sierpnia o godz. 17 na Powązkach przy pomnikach Zgrupowania „Baszta”, „Kiliński” czy „Krybar” pojawiało się po kilkunastu kombatantów. To była okazja do spotkań w gronie towarzyszy broni, czas modlitwy i wspomnień. Potrafili siedzieć tak godzinami opowiadając młodzieży i harcerzom o swoich przeżyciach, pokazując groby kolejnych kolegów. Dziś okazji do spotkań z autentycznymi bohaterami jest coraz mniej. - Cóż. Rzeczywiście z roku na rok mamy coraz więcej kolegów na cmentarzu. Czas biegnie nieubłaganie – mówi nam Hanna Szeremeta-Węgrzecka (92 l.) ps. Czarna Zosia, sanitariuszka z „Krybara”. Nie kończy, bo jeden z kolegów z powstania chwyta jej dłoń do ucałowania: - Jak dobrze cię widzieć! Pięknie wyglądasz! A do zebranych wokół pomnika dodaje: - To była najpiękniejsza z koleżanek! Pani Hanna na chwilę odeszła na bok wzruszona spotkaniem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki