Warszawa. Ratusz szantażuje rodziców!

2014-11-14 3:00

Rodzice małych warszawiaków, którzy walczą o pieniądze za niesłusznie naliczone opłaty za żłobki, są w szoku. Ratusz zaczął ich... straszyć. Tajemniczymi wezwaniami do zapłaty sugeruje, że jeśli sąd nakaże miastu zwrot tych pieniędzy, to rodzice będą musieli zapłacić tzw. ekwiwalent ustalony według nowych stawek. - To zemsta i próba zastraszenia - bulwersują się rodzice.

Wielka awantura o opłaty w żłobkach trwa od 2011 roku. Wtedy rodzice zaskarżyli uchwałę o tzw. stałej opłacie za opiekę nad dziećmi pobieranej z góry. W kwietniu 2012 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny przyznał rację warszawskim rodzinom. Przepisy, na podstawie których miasto pobierało opłaty, były niezgodne z prawem. Potem wyrok podtrzymał jeszcze Naczelny Sąd Administracyjny. A to otworzyło rodzicom drogę do ubiegania się o zwrot niesłusznie naliczanych między wrześniem 2011 a kwietniem 2012 roku opłat. Z tej możliwości skorzystało kilka tysięcy rodzin, które wystąpiły z takimi wnioskami do sądów. Ratusz, niestety, nie pozostał dłużny.

Zobacz: Prawdziwa PEREŁKA z Marszu Niepodległości! "Weźcie przestańcie! Tu Telewizja Republika! Nie TVN!" [WIDEO]

Do rodzin domagających się zwrotu tych pieniędzy trafiły właśnie tajemnicze wezwania do zapłaty. I informacja, że jeśli sąd nakaże Ratuszowi zwrócić rodzicom źle naliczone opłaty, opiekunowie dostaną do zapłaty nowe rachunki za żłobki, według innych, już legalnych stawek. - Zatkało mnie. Pismo było kompletnie niezrozumiałe - mówi Justyna Bogusiewicz (35 l.), mama Mileny (5 l.) i Liliany (3,5 r.), która walczy o zwrot 3,5 tys. zł. Ratusz z kolei zażądał od niej 6,7 tys. zł jako ekwiwalentu kosztów poniesionych na opiekę nad jej dziećmi w okresie obowiązywania bezprawnych opłat.

- Urzędnicy nie powołali się na żadne przepisy prawa. Nie wiem, na jakiej podstawie miałabym im zapłacić - mówi pani Justyna.

Bartosz Milczarczyk (34 l.), rzecznik Ratusza, tłumaczy: - Miasto ponosiło koszty związane z zapewnieniem dzieciom pełnej opieki i wyżywienia. Rodzice muszą partycypować w kosztach. Dlatego powinni zwrócić pieniądze - komentuje.

Rodzice nie mają wątpliwości. - Urzędnicy chcą nas w ten sposób zastraszyć i zmusić do wycofania się z drogi sądowej - mówi pani Justyna. Podobnie myślą prawnicy. - Miasto jest świadome, że wezwania nie mają mocy prawnej. To taktyka sądowa. Urzędnicy liczą na brak świadomości prawnej niektórych rodziców. Chodzi o odstraszenie ich i skłonienie do wycofania pozwów - przekonuje mec. Marcin Wawrzyniak (30 l.), reprezentujący część rodzin.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki