- Mam jeszcze dwie córki i je też zawsze kochałem, ale to syn był dla mnie najdroższy - mówi starszy pan smutno. Do czasu, kiedy żyła moja żona, wszystko było w porządku. Po jej śmierci Paweł wraz z Beatą namówili mnie na sprzedaż mieszkania, by za te pieniądze wybudować dom, w którym razem zamieszkamy. Zgodziłem się - opowiada pan Kazimierz.
Na początku wszystko układało się dobrze. - Pomagałem montować zamki i wykańczać nowy dom, ale kiedy już spełniłem swoją rolę jako majster, szybko okazałem się niepotrzebny - wspomina pan Kazimierz.
Synowa na każdym kroku udowadniała mu, że jej przeszkadza. Po trzech miesiącach udręki i codziennej szarpaniny teść w końcu skapitulował. Pozwolił się wykurzyć z własnego domu.
Od 3 lat pan Haber nie ma swojego kąta. Wstyd mu było się przyznać, że jego własny syn okazał się tak okrutny. - Zrozumiałem, że dla Pawła i jego żony liczą się tylko pieniądze. Ja dla nich nic nie znaczę! - mówi zdruzgotany staruszek. - Nie wierzę już w niczyje dobre intencje. Mieli mi pomóc na starość, a oni mnie tak paskudnie wykorzystali! - żali się pan Kazimierz.
Teraz jego życie toczy się w podwarszawskich Laskach, gdzie wynajmuje kilkumetrowy skromny pokoiczek bez żadnych wygód. Woli to, niż znowu poczuć się jak bezużyteczny przedmiot.