To, co wydarzyło się w czwartek w szpitalu Orłowskiego przechodzi ludzkie pojęcie. Kobieta została przywieziona do szpitala, ok godz. 16. Ratownicy poszli na SOR, by przekazać pacjentkę pod opiekę lekarza. Ale tego się nie spodziewali. Doktor pełniący dyżur kazał im czekać. Załoga pogotowia kilka razy informowała i prosiła go, by przyjął pacjentkę, ale on był nieugięty. Na miejsce wezwano kolejny ambulans, bo załodze pogotowia, która przywiozła chorą do szpitala kończył się dyżur. Pacjenta została przeniesiona z jednego ambulansu do drugiego. W trakcie dostała ataku nerwicy i jej stan się bardzo pogorszył.
NIE PRZEGAP: Gwiazda TVN ścigana przez policję. Teraz ujawniła prawdę. "Sama byłam w szoku"
To jednak nie poruszyło bezdusznego lekarza dyżurującego. Na miejsce została wezwana policja. Ale ta nic nie wskórała. - Mieliśmy 3 interwencje w związku z odmową przyjęcia do szpitala. Policjanci pojechali na miejsce, ale lekarz powiedział im, że w placówce nie ma miejsca. Sporządzili stosowną dokumentację i zakończyli interwencję - informuje podinsp. Robert Szumiata.
Znerwicowana kobieta przez 12 godzin czekała w karetce na siarczystym mrozie, bo lekarz jej nie przyjął. Według sanitariuszy lekarz, który odmówił przyjęcia pacjentki i kazał ratownikom czekać z chorą pod szpitalem notorycznie nie zgadza się na przyjęcie pacjenta lub każe pogotowiu godzinami czekać pod izbą przyjęć. - A wystarczyło panią podpiąć nawet na korytarzu do kroplówki, pobrać krew- mówią nieoficjalnie ratownicy pogotowia.
Podcasty
Playlisty tematyczne
