Starosta sam na siebie doniósł! "Popełniłem błąd" - tłumaczy
Starosta Remigiusz Górniak sam zgłosił się na policję po tym, jak nagrał filmik telefonem podczas jazdy na miejsce pożaru hali w Mińsku Mazowieckim i opublikował go w sieci. Jak sam przyznał, przekroczył dozwoloną prędkość.
Wydał oświadczenie w tej sprawie.
„Szanowni Państwo, w drodze na miejsce poważnego pożaru w Mińsku przekroczyłem dozwoloną prędkość i nagrałem relację telefonem z auta. Popełniłem błąd – nawet w sytuacji kryzysowej nie wolno łamać przepisów” – napisał Górniak.
Dodał również: „Nie tłumaczy mnie ani stres, ani pośpiech. Przepisy obowiązują każdego z nas. Zdaję sobie z tego sprawę i szczerze przepraszam. Sam zgłosiłem się na komisariat, przyjąłem mandat i poniosłem konsekwencje. Taka sytuacja więcej się nie powtórzy. Dziękuję za wszystkie głosy, nawet tej słusznej krytyki. Wnioski zostały wyciągnięte. Musimy się słuchać nawzajem, bo inaczej nigdy nie zasypiemy, dzielących nas podziałów. Nadal będę starał się Was informować w takich sytuacjach, ale unikając, tego typu błędów. Trzymajcie się ciepło!".
Radni byli szybsi?
Zanim starosta Górniak poinformował policję, miejscowi radni zdążyli skopiować nagranie z mediów społecznościowych i przekazali je organom ścigania. Pojawiły się zarzuty, że gdyby nie ich interwencja, sprawa mogłaby nie ujrzeć światła dziennego.
Zapytany o to przez "Super Express", starosta Górniak odpowiedział:
„Nie, nie bałem się konsekwencji. Nie wyprzedziłem ich ruchu, po prostu w pierwszym możliwym terminie, po opadnięciu emocji związanych z pożarem, sam z siebie udałem się na komendę, przyjąłem mandat i oczywiście zapłaciłem. Popełniłem błąd i oczywiście nie powinienem używać telefonu w czasie jazdy”.
Starosta tłumaczył swoje zachowanie emocjami i troską o bezpieczeństwo mieszkańców.
„Natomiast na swoje wytłumaczenie mogę tylko argumentować, że w niedzielę wieczorem otrzymałem telefon od komendantów i straży pożarnej, i powiatowej policji, żeby jak najszybciej się pojawić na miejscu w celu powołania sztabu kryzysowego i zarządzania tą akcją” – wyjaśnił Górniak. Jego obowiązkiem, jako starosty, jest kierowanie pracą służb w czasie kryzysów, wiec czas dotarcia na miejsce grał główną rolę. Zapytany, czy myślał o poproszenie policji o eskortę, odpowiedział:
"Nie prosiłem. Dwie minuty po otrzymaniu zgłoszenia byłem już w drodze. Mieszkam w Sulejówku, oddalonym od Mińska o 35 kilometrów, więc żeby fizycznie się tam znaleźć, to jest pół godziny jazdy samochodem" - słyszymy.
Dodał, że widząc „gigantyczny pożar”, nie wiedział, czy są ofiary śmiertelne i czy ludność cywilna jest zagrożona. Emocje wzięły górę.
Kolejne nagranie pod lupą
Na profilu starosty pojawiło się inne nagranie, z 9 lipca, na którym widać, jak prowadzi samochód w trudnych warunkach pogodowych. Górniak wyjaśnił, że w tym przypadku nie używał telefonu osobiście, lecz nagranie zostało wykonane przez osobę mu towarzyszącą. „Tak, to jest nagranie, które które pojawiło się w internecie. Natomiast nie posługiwałem się telefonem już osobiście, tylko przy pomocy pasażera”. Obecnie wideo jest już niedostępne.