Warszawa: Jaś umarł, a winni lekarze dalej pracują

2013-06-07 3:30

Jaś Olczak (+3,5 r.) w 2008 roku zachorował na ospę. Po siedmiu dniach zmarł, bo kilku lekarzy nie wykryło, że zaatakowała go sepsa. Sześcioro z nich tłumaczy się teraz przed sądem. Wczorajszy, kolejny już dzień procesu, pokazał, że niektórzy lekarze mieli świadomość, w jak ciężkim stanie jest dziecko i że trzeba mu podać antybiotyk.

Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieście wyjaśnienia składał wczoraj Michał Z., który 28 grudnia, pełniąc dyżur na szpitalnym oddziale ratunkowym, odesłał Jasia ze szpitala przy Niekłańskiej do placówki przy Litewskiej. - Uznałem, że wymaga specjalistycznej diagnostyki - mówił. Przyznał, że widział konieczność podania antybiotyku, ale sam nie mógł tego zrobić. Jego zdaniem ospa Jasia nie była już w stadium końcowym.

Dlaczego więc z Litewskiej odesłano dziecko do szpitala zakaźnego? Na te wyjaśnienia czeka między innymi Anna Kęsicka (36 l.), mama Jasia, która jest obecna na każdej rozprawie. Przypomina, że zależy jej na pozbawieniu lekarzy prawa wykonywania zawodu. - Jeśli zabijemy kogoś na drodze, z automatu zabierają nam prawo jazdy. A tutaj? Nasz synek nie żyje, a ci ludzie leczą dalej inne dzieci - mówi.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki