Chociaż warszawscy przewoźnicy, czyli SKM, WKD i Koleje Mazowieckie, nie brali udziału w proteście, to mieszkańcy podwarszawskich miejscowości i tak musieli liczyć się z ogromnymi utrudnieniami. O godz. 7 rano zatrzymały się pierwsze pociągi dalekobieżne, blokując m.in. Dworzec Centralny i Dworzec Wschodni. Pasażerowie z całej stolicy szybko odczuli tego skutki. Najpierw odwołano SKM-ki w obu kierunkach na trasie Otwock - Pruszków, chwilę później znaczne opóźnienia miały już wszystkie pociągi szybkiej kolejki. Wynosiły one nawet do 120 minut. Podobnie było ze składami Kolei Mazowieckich. - Część z nich kursowała z opóźnieniem, głównie na mniej popularnych trasach - tłumaczy Donata Nowakowska, rzeczniczka KM.
Aby choć trochę ułatwić życie podróżnym, Zarząd Transportu Miejskiego na czas protestu zgodził się honorować bilety kolejowe podczas podróży autobusami, tramwajami i metrem na odcinku Centrum - Dworzec Gdański. Kolejarze, aby pasażerowie nie marzli na peronach, rozdawali im też gorąca herbatę.
Protest sparaliżował ruch w godzinach szczytu i wielu mieszkańców nie dotarło na czas do pracy. Zbiegł się również z początkiem ferii na Mazowszu.
- Czekamy tu już 4 godziny. Nie wiemy, kiedy nasz pociąg przyjedzie - mówiła Elżbieta Jagodzińska (57 l.), która z wnuczkami i siostrą wybierała się do Zakopanego.
Pociągi zaczęły wyruszać na trasy dopiero po godzinie 9, ale utrudnienia trwały znacznie dłużej. Zaraz po zakończeniu strajku o godz. 10.30 doszło bowiem do usterki składu KM do Radomia, który utknął przed stacją Warszawa Zachodnia. A chwilę później w tym samym miejscu zaśnieżone rozjazdy uniemożliwiły ruch pociągów.
Podcasty
Playlisty tematyczne
