Tobiasz Bocheński w wywiadzie dla Super Expressu: Będę patrzeć na ręce Trzaskowskiemu

i

Autor: Paweł Dąbrowski / Super Express Tobiasz Bocheński w wywiadzie dla "Super Expressu": Będę patrzeć na ręce Trzaskowskiemu

WYWIAD SUPER EXPRESSU

Wojewoda mazowiecki Tobiasz Bocheński: "Nie mam potrzeby wybijania się na plecach Trzaskowskiego"

2023-05-24 11:07

Tobiasz Bocheński, były wojewoda łódzki, od miesiąca jest wojewodą mazowieckim. Jeden z najmłodszych wojewodów w Polsce, prawnik i urzędnik w wywiadzie dla "Super Expressu" mówi o przenosinach do Warszawy, życiowych celach prywatnych i zawodowych i pierwszych decyzjach w urzędzie na placu Bankowym, które mogą zaskakiwać.

Wojewoda mazowiecki Tobiasz Bocheński szczerze w wywiadzie "Super Expressu" mówi o przenosinach do Warszawy, życiowych celach prywatnych i zawodowych i pierwszych decyzjach w urzędzie na placu Bankowym, które mogą zaskakiwać.

"SE": Czemu Pan uciekł z Łodzi?

Tobiasz Bocheński: Wcale nie uciekłem! Kocham moje miasto rodzinne i za nim tęsknię, ale to nie oznacza, że mam serce zamknięte na Mazowsze i wcale nie czuję się tu „zesłany”. Ja już czuję, że jest to moje województwo.

Przeprowadził się Pan do Warszawy czy dojeżdża codziennie? Wynajmuje Pan mieszkanie, czy kupił Pan już?

Nie, no, wojewoda nie zarabia aż tak dobrze, by mógł od ręki kupić mieszkanie w stolicy! Wynajmuję. Od tygodnia nie dojeżdżam. Choć z jednej strony podróż Warszawa - Łódź - godzina i 40 min, południowy Mokotów - pl. Bankowy - 45 min. Proporcje absurdalne.

Dlaczego się Pan zdecydował na te przenosiny?

Jeśli moja praca w Łodzi została pozytywnie oceniona, ktoś ją zauważył, docenił i poprosił, żebym objął nowe stanowisko, to nie mogłem odmówić. Jestem jak żołnierz na froncie - jeśli sztab generalny podejmuje decyzję, że oficer ma się przenieść na inny odcinek frontu, bo jest potrzebny gdzie indziej, to się przenosi. Ja też zostałem o to poproszony i dlatego jestem w tym pięknym województwie.

A kto poprosił?

O powołaniu na urząd wojewody decyduje minister spraw wewnętrznych i premier.

Rozmawiał Pan o tej nominacji z Jarosławem Kaczyńskim?

Nie. Pan premier z szefem MSWiA podjęli taką decyzję. I z nimi rozmawiałem.

Ponoć oczarował Pan prezesa Kaczyńskiego… Tak mówią w PiS…

Nic mi o tym nie wiadomo…

Jaka była Pana pierwsza decyzja w Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim?

Poprosiłem o zdjęcie elektronicznego zamka w drzwiach, żeby łatwiej można było do mnie wchodzić. Ja bardzo dużo pracuję z ludźmi, drzwi się otwierają i zamykają, a taki zamek i kod utrudniał mi pracę.

Ciekawe, pana poprzednicy mieli tendencję do zabezpieczania i zamykania. Względy bezpieczeństwa nie są ważne?

Nie obawiam się.

Prezydent Warszawy, po sąsiedzku, w drugiej części korytarza, taki zamek na drzwiach do gabinetu ma.

I to jest jedna z różnic między nami.

Spotkał się Pan już z Rafałem Trzaskowskim?

Nie mieliśmy jeszcze przyjemności, ale ciągle na to liczę. Na razie nie minęliśmy się nawet na korytarzu, bo gdybym go spotkał, zaprosiłbym na kawę. Trwamy w pewnym stanie zawieszenia, ale myślę, że to nie potrwa długo.

Jak Pan ocenia swojego poprzednika Konstantego Radziwiłła? Dzięki niemu - pośrednio – Pan tu jest, bo przecież gdyby nie został ambasadorem, nie zwolniłoby się miejsce w urzędzie.

Był wojewodą czasów kryzysu. Musiał największe, najludniejsze województwo, które ogniskuje uwagę mediów, przeprowadzić przez kryzys epidemii i ten związany z wojną na Ukrainie i napływem uchodźców. I poradził sobie.

A jakim wojewodą Pan chce być?

Dynamicznym, troskliwym i pracowitym. Będę na pewno bardzo bacznie patrzył na ręce samorządowcom, a przede wszystkim na ręce prezydenta Warszawy.

Dlaczego akurat na niego?

Bo słyszałem, że te ręce do tej pory nie były bardzo zapracowane. Więc to wymaga szczególnej uwagi wojewody.

I dlatego go Pan ostatnio zrugał za to, że nie podpisał osobiście pisma w sprawie przekazania budynku szkoły przy Kieleckiej?

Uważam, że najważniejsze decyzje w mieście powinien podpisywać osobiście prezydent. Ja tak robiłem i robię.

Ale jako prawnik wie Pan doskonale, że prezydent nie musi wszystkich decyzji parafować sam, ma od tego pełnomocników.

Ale ja też nigdy nie twierdziłem, że musi. Natomiast uważam, że w istotnych kwestiach tak wypada. Dlatego dziwię się - jestem wręcz zatrwożony - że prezydent Trzaskowski daje dowód pewnej swojej nieobecności w tym postępowaniu.

I będzie go Pan tak dalej podszczypywał? Czy rozpatrzy ten wniosek pozytywnie i przekaże budynek szkoły miastu?

Wniosek jest złożony i czeka. Podobnych wniosków mamy w urzędzie wiele.

Ale sam Pan powiedział, że ten jest szczególnie ważny.

To nie znaczy, że ma być rozpatrzony w kilka dni. Chciałbym wcześniej porozmawiać o tym z prezydentem, bo uważam, że sprawa nie została we właściwy sposób załatwiona. Do mnie zgłasza się wiele osób, przedstawicieli instytucji publicznych, jednostek oświatowych czy szkół wyższych, które mają pomysły na zagospodarowanie tego budynku. A prezydent zdecydował autorytarnie. Czy Warszawa nie ma pieniędzy w 21-miliardowym budżecie miasta, by budować własne szkoły? Chciałbym m.in. o to Rafała Trzaskowskiego zapytać.

"Sprytna strategia" - słyszę w ratuszu. Nieznany polityk staje się coraz bardziej znany, gdy zaczyna atakować kogoś znanego i popularnego...

Pewna logika w tym jest. Wojewoda nadzoruje działania prezydenta. Prezydent jest osobą z pierwszej linii politycznego frontu a wojewoda nie. W tym sensie ten opis jest prawdziwy. Ale ja naprawdę nie odczuwam potrzeby wybijania się na plecach Trzaskowskiego. Jestem i będę aktywny w mój własny, indywidualny sposób.

Nie lubi Pan prezydenta Warszawy?

Nie mogę wypowiadać się w tych kategoriach o osobie, której nigdy osobiście nie poznałem. Na pewno nie jestem fanem jego polityki. To oczywiste...

Dlaczego to jest takie oczywiste?

Dlatego, że Rafał Trzaskowski reprezentuje nurt w polityce ogólnopolskiej skrajnie odmienny od tego, który ja reprezentuję. Ja reprezentuję rząd i utożsamiam się z jego ideowymi założeniami. Uważam na przykład, że Centralny Port Komunikacyjny to jest wspaniała inwestycja i nie zamierzam jeździć do Berlina, by stamtąd latać na wakacje.

Ale uważa tak Tobiasz Bocheński, czy wojewoda - reprezentant rządu?

Uważam tak osobiście i dlatego pewnie jestem reprezentantem rządu.

I osobiście, jak słyszałam, nie podoba się Panu Pałac Kultury...

Tak. Mówiłem już o tym. Nie podoba mi się pod względem ideowym, jako dar Stalina. Ale nie zamierzam go rozbierać. Nie pobiegnę z młoteczkiem pod Pałac, by skuwać warstwa po warstwie. Chociaż...

A jednak!

Chociaż, gdyby ktoś wpadł na pomysł, by rozebrać Pałac Kultury i z tego materiału odbudować Pałac Saski, to byłbym za. Ale nie jest to częścią mojego programu dla Mazowsza. Po prostu tak uważam.

Jaki zatem jest Pana program dla Mazowsza?

Mazowsze potrzebuje zrównoważonego rozwoju. Jest regionem bardzo zróżnicowanym, dynamicznie się rozwijającym, ale też pełnym nierówności i dysproporcji. I trzeba działać, by te dysproporcje niwelować. Potrzeby mieszkańca Płocka i Radomia czy Mokotowa i Ursynowa są bardzo różne. I chciałbym, by każdy mieszkaniec, dzięki funduszom przekazywanym m.in. na infrastrukturę, służbę zdrowia czy oświatę mógł realizować swoje aspiracje życiowe w miejscu, gdzie mieszka. By nie musiał z powodu słabej dostępności do usług publicznych wywracać swojego życia do góry nogami i na przykład za pracą, czy do szkoły jechać z Radomia do Warszawy a z Sokołowa do Białegostoku.

Wprowadziłby Pan na Mazowszu zakaz dla aut ze starymi dieslami?

Tak - pod warunkiem, że ten zakaz nie dyskryminowałby i nie wykluczał ekonomicznie części obywateli. Z tego co słyszę, prezydent Trzaskowski chciałby taki zakaz wprowadzić od przyszłego roku. Niech położy projekt na stół, będziemy mogli o nim dyskutować. Sama idea w tym przypadku nie jest kontrowersyjna, w odróżnieniu od "Tempa 30", a ja bym powiedział, że realnie dziś nawet na niektórych ulicach "tempa 5 km/h". Bo tak się realnie jeździ w korkach po Warszawie. Ja mam wrażenie, że ktoś tu te remonty planuje tak, jakby rzucał rzutkami w mapę - gdzie trafi, tam rozkopują. I mamy efekty w postaci nieprzejezdnych dwóch równoległych ulic.

Ale przed płatnym parkowaniem już zamierza Pan mieszkańców Warszawy bronić, a przecież parkometry, to też pewna forma eliminowania aut i spalin z miasta.

Jeśli chodzi parkowanie na Saskiej Kępie to będę podtrzymywał stanowisko poprzedniego wojewody. Strefę płatnego parkowania wprowadza się tam, gdzie zarządca drogi chce wymusić większą rotację parkujących aut. O ile w ścisłym centrum jest to uzasadnione, o tyle na Saskiej Kępie nie ma potrzeby rotacji. Jest potrzeba zapewnienia mieszkańcom odpowiedniej liczby miejsc parkingowych. A nie taka jest rola stref z parkometrami.

Co uważa Pan za swój sukces w Łodzi?

Oprócz przeprowadzenia regionu przez oba kryzysy, udało mi się zinformatyzować całą administrację podległą wojewodzie. Dumny jestem też z wprowadzenia pilotażowego programu nauczania czytania w szkołach. To akredytowana naukowo metoda, która pozwala w takim samym tempie uczyć dzieci z dysgrafią czy dysleksją, dzięki czemu nie ma na tym ważnym etapie opóźnień w grupach, no jedni są bardziej zdolni inni mniej.

Jakie zmiany czekają mazowiecki urząd? Zmienił Pan już dyrektora generalnego, prawników, rzecznika...

Proszę pamiętać, że wojewoda zatrudnia osobiście tylko zastępców, dyrektora generalnego i doradców, pozostałych pracowników zatrudnia dyrektor generalny. Ale jestem bardzo wymagającą osobą. I być może nie wszyscy odnajdują się w tym, by działać tak dynamicznie, szybko i profesjonalnie, jak tego oczekuję. Moje decyzje kadrowe są spowodowane tylko i wyłącznie dostosowaniem urzędu do formuły, w której działam na co dzień.

Chciałby Pan być posłem?

Nigdy nie kandydowałem. I nie planuję.

Znów skonfrontuję pogląd, tym razem krążący w PiS - ponoć zgodził się Pan przenieść do Warszawy, żeby jesienią wystartować z warszawskiej listy PiS do Sejmu...

I co? Porzuciłem rodzinną Łódź, w której Bocheńscy są znani od czterech pokoleń, w której po 3,5 roku bycia wojewodą ludzie rozpoznawali mnie na ulicy, żeby przyjechać do Warszawy, w której nikt mnie nie zna, żeby wbić się na listę do Sejmu w jednym z najtrudniejszych okręgów wyborczych w kraju? Całkowicie błędne rozumowanie.

A prezydentem Warszawy chciałby Pan zostać?

Z tych samych względów, o których powiedziałem wcześniej, nie planuję tego.

Jaki ma Pan cel w życiu?

Zawodowo czy prywatnie?

I tak, i tak poproszę.

Zawodowo, nie traktuję swojego miejsca pracy jako trampoliny do kolejnych stanowisk. Dlatego chcę w tym miejscu, gdzie jestem, wykonywać swoje obowiązki jak najbliżej ideału, który sobie założyłem i tak długo, jak premier i minister spraw wewnętrznych uznają za stosowne. To jest mój cel. A prywatnie... Cóż. Pierwszym moim życiowym celem było obronienie doktoratu. I udało mi się. Kolejnym - dobre sprawdzenie się na stanowisku wojewody łódzkiego, z czego byłem naprawdę dumny. A trzeci cel jest absolutnie prywatny. Przez ostatnie półtora roku schudłem 26 kg. Prowadzę zdrowy tryb życia, codziennie liczę kalorie, dużo ćwiczę na siłowni, gdy tu przyszedłem, wyrzuciłem nawet ciastka i słodkie napoje z gabinetu (śmiech). I bardzo chciałbym osiągnąć ten moment treningu, w którym miałbym widoczny "sześciopak".

Rozumiem, że taka publiczna deklaracja będzie dodatkową formą dopingu do działania. Zatem trzymam kciuki!

Dziękuję. Mam nadzieję, że za pewien czas weryfikacja tego mojego celu przebiegnie pozytywnie.

Rozmawiała Izabela Kraj

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki