Andrzej Chyra narzeka na brak propozycji: "Powinienem stosik ofiarny przygotować, żeby coś fajnego przyszło"

Andrzej Chyra (60 l.) w filmie "Kulej" zagrał legendarnego trenera boksu. W rozmowie z "Super Expressem" zdradził kulisy tej roli, ale także to, o jakim scenariuszu jeszcze marzy. Wielu to może zaskoczyć!

Super Express: - Lubi Pan się bić?

Andrzej Chyra: - Oooo nie, nie lubię.

- A jako dziecko często się Pan wdawał w jakieś bijatyki?

- Nie, nie, nie, kompletnie.

- No to jak Pan wszedł w rolę legendy boksu w "Kuleju"?

- Ja tam się z nikim nie biłem. Zresztą, jak się patrzy na historię Feliksa Stamma, to w ogóle się nie ma wrażenia, że chciałby się jakoś bardzo bić. Ja przynajmniej nigdy go tak nie widziałem. Myślę, że przed wojną, kiedy był młodym chłopakiem i stoczył kilkanaście, siedemnaście walk takich rejestrowanych i stwierdził, że wie, jak boksować, ale sam nie będzie takim bokserem, jakim by chciał widzieć boksera, to został trenerem. Skończył studia trenerskie, myślę, że był urodzonym trenerem po prostu. Kimś, kto doskonale rozumiał, czego potrzebuje zawodnik, żeby mieć szansę na zwycięstwo, czyli odpowiednią kondycję. Dlatego wymyślił obóz w Cetniewie. Podpatrzył metody treningowe Skandynawów, którzy mieli swoje ośrodki szkoleniowe za kołem podbiegunowym, gdzie dbali o świetną właśnie kondycję, więc wybudował taki ośrodek, był twórcą systemów treningowych, ale również jednym z pierwszych, którzy tak w jakimś sensie systemowo zaczynali używać psychologii sportowej pracy. Rozumiał, że ten dobrostan, czyli ta mocna psychika, kierowana na zwycięstwo i bijąca to zwycięstwo w granicach swoich możliwości, to jest chyba to, to znaczy niebicia się, ale wiedza o tym, jak dobrze walczyć.

- Rozumiem, że wgryzł się Pan w tę postać, zresztą z tej wypowiedzi już wiem, że Pan go zna na pamięć. Czy ucząc się do roli, przygotowując się do grania osoby prawdziwej w filmie biograficznym, jest inaczej niż przygotowując się do grania napisanej w postaci fikcyjnej w scenariuszu?

- Wiadomo, że jest trochę inaczej, bo tutaj istnieje, nazwijmy to: taki ewidentny wzór, człowiek i jeszcze w wypadku takich postaci jak Jerzy Kulej, że jeszcze są tacy, którzy pamiętają tę osobę i tak dalej, no to się wydaje, że chciałoby się gdzieś odnaleźć, no zresztą taki jest zapewne powód, że robi się coś o prawdziwych ludziach, żeby pokazać z nich samych coś prawdziwego.

Zobacz również: Xawery Żuławski nakręci film o szalonej miłości Andrzeja Żuławskiego i Małgorzaty Braunek? To byłby hit!

- Hasłem festiwalu na którym się spotkaliśmy, BellaTOFIFEST, jest że to "niepokorny" festiwal. I tak mi się pan w tym świetnie układa, bo o panu też bardzo wiele osób mówi, że jest pan takim niepokornym aktorem... Jak się pan w tym odnajduje?

- W ramach niepokorności, absolutnie tak. To znaczy, niepokorność może być tutaj tylko wynikiem mojego własnego poczucia gustu i swojego poczucia sprawczości, prawda? To znaczy, ja uwielbiam powtarzać, i tak się nawet to słowo skleja ze mną, to jest: skuteczność. To znaczy, jak ta skuteczność jest dokładna, w ilu aspektach ta skuteczność występuje? Jak się myśli o roli, o rysie psychologicznym, ale i typologicznym, i czy moja rola jest bliska temu, czy jest tyle zabawna, ile powinna być zabawna? Na tyle serio, na ile powinna być serio? To znaczy, przy dużej jakby zgodności, najczęściej dopiero się zaczynają robić rzeczy, które są trochę większe.

- A dużo ról pan odrzuca?

- Ostatnio wręcz przeciwnie. Ostatnio raczej... raczej powinienem jakiś stosik ofiarny przygotować, żeby coś fajnego przyszło, a jeżeli przyjdzie, to żeby to się działo, bo różnie bywa. Nie wszystkie plany dochodzą do skutku. Tak niepokojąco właśnie to obserwuję w związku ze zmianami w PISF (Polski Instytut Sztuki Filmowej- przyp. aut.) to widzę.

Kiedyś tak, kiedyś trochę odrzucałem, ale też nie tak strasznie dużo. To znaczy wtedy, kiedy czułem, że ta moja skuteczność jest ograniczona, albo że coś po prostu co mi nie leży. To znaczy, jeśli miałem szansę... Bo miałem gdzieś jakieś rzeczy, może w tym samym czasie, ale ja po prostu nie lubię być niezadowolony z efektu, więc staram się unikać takiego mojego udziału w rzeczach, które by to powodowały. Chociaż i tak po drodze nie wszystkie rzeczy wychodzą fantastycznie.

- A lubi pan się oglądać na ekranie?

- Większość aktorów mówi, że nie, ale... Nie ja. Ja sprawdzam właśnie, bo wracam do tej skuteczności, prawda? To znaczy, jeżeli uda mi się wejść w postać, jakby zapomnieć na chwilę, że to jestem ja, no to jest genialnie, nie? Natomiast jeśli się nie krzywię, oglądając siebie, to znaczy, że jest dobrze, ale ja po prostu naprawdę, tak naprawdę patrzę właśnie, jakby jak to się układa, czy... czy gdzieś puściłem jakieś oczko, czy nie, i jak widzę, że nie, no to jestem zadowolony.

- Jest pan bardzo krytyczny w stosunku do siebie?

- Na chwilę, na tyle, ile potrzeba chyba, według mnie samego, to znaczy... Strofuję się wtedy, kiedy widzę, że powinienem. Czasami widzę, że coś na przykład puściłem, czy jakby zadowoliłem się jakimś rozwiązaniem, które mogło być bardziej oryginalne, albo ładniejsze... Patrzę tęż, na ile myślę, że to mi się wtapia? No bo to jest tak jak z orkiestrą. Jak mi się tym instrumentem jest tutaj, czy to jest klarnet, czy to jest fagot, czy nie wiem, co jeszcze innego, czy kontrabas. I jaki otrzymałem ten efekt. Jak tak powiem, to od razu łatwiej sobie można wyobrazić... Tak, że muszą wszystkie instrumenty współgrać, prawda? Teraz - jak ten ton mój powinien gdzieś brzmieć w tym filmie, nie? W tym utworze, który tutaj gramy razem.

- Zapytam, choć absolutnie nie chciałabym, żeby to zabrzmiało, że wypominam wiek, ale zagrał pan już naprawdę tyle przeróżnych ról. Bardzo bogata filmografia, a w teatrze jeszcze więcej. Czy jest coś, na co pan czeka, taka rola, której jeszcze nie było, a jest wymarzona gdzieś?

- Wymarzona? Nie wiem. Ale chętnie bym zagrał w jakimś dobrym kryminale. Niekoniecznie jako jakiś przestępca! W jakimś takim thrillerze, który byłby rzeczywiście thrillerem, czyli trzymającym w napięciu. Coś takiego, gdzieś tam jakieś takie namiastki, były w "Sortowni". Zrobiłem parę lat temu ten serial dla Canal Plus, tam było coś takiego, że tam się pojawiała taka próba utrzymania właśnie napięcia z gatunku thriller. I tak jakoś bym chciał to pociągnąć dalej, żeby wymyślić taką historię, żeby ten thriller był w jakimś fajnym pomyśle scenariusza...

- Więc tego Panu i widzom życzę.

Rozmawiała Aleksandra Pajewska-Klucznik

Super Express Google News
Xawery Żuławski zrobi film o szalonej historii rodziców?
Sonda
Czekasz na nowy thriller z Andrzejem Chyrą?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki