Ania Starmach o początkach współpracy z Magdą Gessler i Michelem Moranem. Nie było łatwo!

2021-07-18 8:26

Twórcy programu „MasterChef” mają powody do świętowania. Jesienią doczekamy się bowiem już 10. edycji kulinarnego show, a zdjęcia do jubileuszowego sezonu dobiegają właśnie końca. Czego dekada spędzona na planie produkcji nauczyła jej jurorkę ANIĘ STARMACH i jak gwiazda wspomina dziś swoje początki?

MASTERCHEF. ANIA STARMACH, MICHEL MORAN, MAGDA GESSLER

i

Autor: Archiwum serwisu Od kilku miesięcy Ania pracuje przy programie MASTERCHEF, gdzie u boku Magdy Gessler i Michela Morana ocenia talent kulinarny uczestników show.- CO WY NA TO? Ja już nie mogę się doczekać, czuję że to będzie fantastyczny program dzięki, któremu poznam nowe talenty kulinarne! A wy, jesteście fanami MASTRECHEF'A? Będzie trzymać kciuki za mnie i za uczestników? A może zgłosiliście się na castingi? ♥ ♥ ♥ - pisała na Facebooku podekscytowana przed przygodą z programem.
Jak być jurorem w "MasterChefie" i nie przytyć?

- Jak postrzega pani mijającą dekadę spędzoną na planie programu „MasterChef” z perspektywy czasu?

- Zaczynałam tu, mając 24 lata. Byłam wtedy na zupełnie innym etapie życia. Miałam też wówczas inne podejście do swojej pracy oraz inne wyobrażenia na temat tego, czego – jak wówczas sądziłam – oczekuje się ode mnie na planie. Wyobrażałam sobie, że juror musi być kimś surowym i wymagającym. Z czasem przekonałam się, że powinien być także kimś, kto wspiera, motywuje i pociesza. Relacje, które jako jurorzy nawiązujemy z uczestnikami, są dziś zupełnie inne, jak i cały zresztą program, który też mocno się zmienił na przestrzeni dekady, co bardzo mnie cieszy. Gdy jednak patrzę na samą siebie sprzed 10 lat, staram się podchodzić do tego z dużą wyrozumiałością. To było w końcu dla mnie duże wyzwanie.

- Tym większe, że to właśnie wtedy tak na prawdę rozpoczęła się pani telewizyjna kariera. Jak zapamiętała pani te pierwsze dni na planie?

- Gdy poznałam pozostałych jurorów, byłam po prostu Anią, która lubi gotować, a widzowie mogli zobaczyć jak robię to w „Dzień Dobry TVN”. Tymczasem Magda Gessler była już wówczas ikoną w świecie gastronomii, a Michel Moran prowadził jedną z najlepszych restauracji w Polsce. Trudno mi było się na początku w tym wszystkim odnaleźć, zwłaszcza, że jestem osobą bardzo ambitną, która lubi być we wszystkim dobra. Nie wiedziałam jednak, jak być dobrym jurorem i co to właściwie znaczy. Sądziłam wtedy, że juror musi być jak Gordon Ramsey albo Kuba Wojewódzki, czyli ostry, o ciętym dowcipie itd. Chciałam być wtedy taka jak oni, dziś jednak myślę zupełnie odwrotnie. Zrozumiałam, że powinnam być po prostu sobą. Myślę, że w tych ostatnich edycjach MasterChefa widać to wyraźnie i widzowie też to odczuli.

- Nie brakowało na przestrzeni tej dekady wielu niezapomnianych i zaskakujących momentów w programie. Są takie, które zapadły pani w pamięci szczególnie?

- Z pewnością są to wyjazdy zagraniczne, których w tym programie było wiele. Zwiedziłam i zjadłam z MasterChefem kawał świata! Byliśmy razem z Kolumbii, Nowym Jorku, Australii, Maroko. Nie zliczę osób, które tu poznałam, ani dań, których spróbowałam – trzeba by je liczyć w dziesiątkach tysięcy! W innych warunkach nie miałabym takiej szansy, jestem więc za to bardzo wdzięczna. Tych wspomnień jest tak wiele, że nawet trudno mi wymienić jakieś poszczególne. Trzeba na to patrzeć jako na dekadę pełną jedzenia. Przeważnie pysznego, choć niedosmażone pączki czy ciasta z zakalcem też się oczywiście zdarzały (śmiech).

- Praca na planie 10. sezonu z pewnością jest sporym wyzwaniem, ponieważ niedawno została pani mamą po raz drugi. Córeczka nieraz towarzyszyła pani w za kulisami. Czy podobnie jest teraz z synkiem?

- Muszę przyznać, że rację mieli wszyscy, którzy ostrzegali mnie, że z jednym dzieckiem, jest łatwiej niż z dwójką. Nie przejmowałam się tym wtedy i byłam pewna, że ze wszystkim sobie świetnie poradzę. Przekonałam się szybko, że rzeczywiście jest trudniej, w moim przypadku jest to jednak praca zbiorowa. Dzieci mają fantastyczne babcie i świetnego tatę. Gdy pracuję, mąż bierze urlop, żeby przejąć w całości obowiązki w domu. Dzielimy się więc opieką nad dziećmi po partnersku. Gucio bywa też ze mną czasami na planie, jeśli warunki na to pozwalają. Jakoś więc ze wszystkim sobie radzimy, ale też marzymy już o wakacjach, które spędzimy całą rodziną.

- Daję sobie pani przyzwolenie na niedoskonałość ?

- Zdecydowanie! Pozwalam sobie na czekoladę o północy, jeśli tego potrzebuję, nie wyrzucam sobie, że nie wróciłam na treningi, ale – co najważniejsze – jeśli ktoś oferuje mi pomoc, to nie waham się ją przyjąć. Uważam, że nie ma w tym nic złego, jeśli młoda mama poprosi o wsparcie. Ja daję sobie do tego prawo i tylko dlatego daję radę.

- Czy macierzyństwo w jakiś sposób panią zmieniło?

- Na pewno rozwinęła się we mnie wrażliwość, a przy okazji płaczliwość też (śmiech). Dawniej nie płakałam zbyt często, a dziś wystarczy, że moja 2,5-letnia córeczka powie wierszyk czy sama wymiesza ciasto na placki, a już mam w oczach łzy wzruszenia. Staram się nie być jedną z tych matek, które wszystkim chwalą się nieustannie zdjęciami swoich dzieci, ale nie zawsze mi się to udaje (śmiech). Jestem z moich dzieci bardzo dumna. Zupełnie przewartościowały one moje życie. Oczywiście, że „MasterChef” nadal jest dla mnie ważny i jestem dumna ze wszystkiego, co udało mi się osiągnąć, ale to dzieciaki są dla zawsze na pierwszym miejscu.

Emisja w TV:

MasterChef

od września w TV

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki