Babcia robiła nasze płyty

2009-07-28 4:00

Był rok 1998. Golcowie właśnie nagrali materiał na swoją pierwszą płytę. Przyjechali więc do Warszawy, aby zainteresować kogoś swoją muzyką. W stolicy pękano ze śmiechu, że śpiewają o owieczkach. Oni jednak, jak na górali przystało, sami wydali tę płytę. Pomagała im cała rodzina - z nieżyjącą już dziś babcią Heleną na czele. Było ciężko, ale rok później właśnie za ten krążek dostali Fryderyka...

W 1995 roku zostaliśmy studentami Akademii Muzycznej na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Już trochę było o nas głośno. Ktoś nas polecił i na sesję nagraniową zaprosiła nas Kayah (42 l.). Zagraliśmy dla niej kilka cennych, żeby nie powiedzieć bezcennych dźwięków. I od tego się zaczęło. Polecano nas jako "świetnie zgranych" muzyków sesyjnych. No cóż, to, że byliśmy bliźniakami, miało na to wpływ. Grając wspólnie, rozumiemy się idealnie. Braliśmy więc udział w sesjach, nagraniach, koncertach z największymi artystami polskiej sceny. Potem do naszego akademika przyjechał Paweł Kukiz (46 l.). A że to chłopak z Opolszczyzny, szybko znaleźliśmy wspólny język. W bardzo sympatycznej atmosferze, z naszym udziałem, w pokoju 106 powstała piosenka "A ty całuj mnie". Kukiz pożyczył nam magnetofon wielośladowy. Zawieźliśmy go do Milówki i zaczęliśmy rejestrować na nim próby. Wtedy roboczo nasz zespół nazwaliśmy Golec Folk Band. I tak pierwsza powstała "Lornetka".

Z "Lornetką" też jest ciekawa historia. Akurat gdy tę piosenkę aran-żowaliśmy, do pokoju w akademiku weszła Kasia Klich (36 l.), która studiowała wokal razem z nami na roku. My jej śpiewamy: - Kupiłem lornetkę... i pytamy, czy podoba jej się ta fraza. Ona chwilę myśli i mówi: - Lepiej będzie "nową kupiłem lornetkę...". Udało nam się nagrać trzy piosenki tzw. demo. Z tym materiałem uderzyliśmy do wytwórni muzycznych w stolicy. - Panowie, mamy superpomysł, supermateriał! - podekscytowani mówiliśmy. A oni tam na to: - Pogięło was, o owieczkach śpiewać?! Jak nie, to nie! Górale są honorowi i nie będą się prosić. Postanowiliśmy sami wydać naszą płytę. Było wesoło, bo po wytłoczeniu płyty przywieźliśmy trzy tysiące jej egzemplarzy, okładek i opakowań do Milówki. Każdy był zaangażowany do składania płyty. Taka domowa produkcja. Mama, babcia, zespół, sąsiedzi, koledzy całą noc w kuchni do kupy to wszystko składali. Zwijaliśmy się jak w ukropie, bo następnego dnia w Milówce był targ. Zrobiliśmy plakat, "Nowa Płyta Golec uOrkiestra", wtedy już tak się nazywaliśmy. Tego dnia sprzedaliśmy kilkaset płyt.

Za rok za ten krążek o owieczkach, który nie spodobał się w Warszawie, dostaliśmy statuetkę Fryderyka - za najlepszy debiut roku...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki