Monika Hoffman-Piszora to postać, którą tysiące Polek zna z Instagrama, gdzie prowadzi profil "Monika i dzieciaki cudaki". Jej szczerość i autentyczność sprawiły, że szybko zyskała grono wiernych obserwatorek. Jest żoną Wojtka i mamą szóstki dzieci: Henia, Dorki, Bogusia, Wandy, Józinka i Zosi. Dwójka z nich ma zespół Downa, co czyni jej historię jeszcze bardziej niezwykłą.
Zobacz też: Ewa Gawryluk z nowym mężem na ściance! Trener Piotr jest w nią wpatrzony jak w obrazek
Była uzależniona i miała epizod w klasztorze. Teraz bierze udział w show TVN "Afryka Express"
Zanim jednak znalazła w sobie siłę, aby dzielić się swoim światem, przeszła przez bardzo trudne chwile. W wywiadzie dla "Super Expressu" opowiada otwarcie:
Nie było nam trudno opowiadać tego przed kamerami, dlatego że ja już napisałam o tym książkę i wielokrotnie o tym mówiłam, więc to jest dla mnie taki temat powszedni. Ja się nie wstydzę swojej przeszłości i bardzo bym chciała, żeby inne osoby, które miały trudną przeszłość, też miały taką łatwość w tym, żeby opowiedzieć o tym. Miałam trudno, ale dałam radę - wyznała nam w rozmowie.
Mało kto wie, że Monika przez pewien czas żyła w klasztorze, próbując odnaleźć swoją drogę po walce z uzależnieniem. To doświadczenie zahartowało ją i sprawiło, że dziś nie boi się podejmować kolejnych wyzwań. W mediach społecznościowych Monika porusza tematy, które wielu omija - adopcję, niepełnosprawność, akceptację i rodzicielstwo w wielodzietnej rodzinie.
Teraz jednak Monika staje przed zupełnie nowym zadaniem. Jej udział w programie "Afryka Express" na antenie TVN budzi ogromne zainteresowanie. Dla wielu widzów to okazja, by zobaczyć influencerkę w ekstremalnych warunkach, z dala od rodzinnego domu i szóstki dzieci. W rozmowie z nami wyjawiła czy podczas nagrań w Afryce miała momenty załamania i czy chciała zrezygnować z show.
Były takie momenty, ale nie, że chciałam wrócić natychmiast, tylko zastanawiałam się, jak dzieci się mają. I wtedy potrzebowałam takiego potwierdzenia od mojego męża Wojtka, że wszystko jest ok, nie martw się, dalej walcz i w ogóle nie zaprzątaj sobie tym głowy. Więc to mi bardzo pomagało, że Wojtek mnie tak wspierał w tym, żebym tam została i żebym się nie martwiła. Kontakt od czasu do czasu, jak mogliśmy mieć telefony w takich sytuacjach, w których nie braliśmy udziału akurat w wyścigu, no to wtedy się od razu odzywałam do nich - przyznała "Super Expressowi".
Rozmawiała Julita Buczek
Zobacz też: Gołąbeczki z Sopotu! Katarzyna Niezgoda i Paweł Markiewicz przyłapani na czułościach
Zobacz naszą galerię: Była uzależniona i miała epizod w klasztorze. Teraz bierze udział w show TVN "Afryka Express"