Druzgocące doniesienia w sprawie śmierci gwiazdora Czerwono-Czarnych. Nie ma kto go pochować

2022-11-04 15:22

Kiedyś jego przebój pt. "Wakacje z blondynką" śpiewała cała Polska, a teraz nie ma go kto pochować. Dotarliśmy do nowych faktów w sprawie śmierci Macieja Kossowskiego (+85 l.), byłego muzyka i wokalisty zespołu Czerwono-Czarni, który zmarł w samotności 30 października w szpitalu New York-Presbyterian/Weill Cornell Medical Center na Manhattanie.

Maciej Kossowski zmarł w samotności. Teraz nie ma go kto pochować

i

Autor: ARCHIWUM PRYWATNE

Wiadomość o śmierci Macieja Kossowskiego ujrzała światło dzienne dzięki Paulowi Radelatowi, który od 30 lat był przyjacielem i sąsiadem polskiego muzyka. Zgodnie ze słowami Paula artysta nie zostawił żadnego testamentu ani nie ustanowił żadnego pełnomocnika, który mógłby decydować o sprawach Kossowskiego po jego śmierci. Jego mieszkanie na 36. piętrze drapacza chmur na Manhatanie, w którym jest wiele pamiątek artysty, zostało zapieczętowane i mają do niego wstęp tylko urzędnicy miejscy. Zmarły był niegdyś mężem Japonki, z którą ma syna - ten jednak obecnie mieszka na Hawajach.

- Ponieważ Maciej nie miał żadnej rodziny w USA, z którą utrzymywał kontakty, niestety nie zostaną zorganizowane żadne uroczystości pogrzebowe. Ja nie mam pełnomocnictwa do podejmowania decyzji w tej sprawie. Odszedł w samotności, bez rodziny i przyjaciół. Jedynymi ludźmi, którzy go odwiedzali, był lekarz szpitalny i ja. Maciej przez ostatnie 10 lat życia stał się samotnikiem. Pięć lat temu przez przypadek odkryłem, że byłem jedyną osobą w mieście, z którą utrzymywał kontakty towarzyskie - powiedział nam sąsiad gwiazdora Czerwono-Czarnych.

Wspomnienia ze szpitala

Dodaje też, że kiedy ostatni raz odwiedził Polaka w szpitalu, ten był w bardzo złym stanie. - Maciej mieszkał na 36. piętrze, kochał ten widok [z okna - red.] na Nowy Jork, który nazywał swoim miejscem na Ziemi. Mieszkał sam z ukochanym kotem. Nigdy nie miałem z Maćkiem codziennego kontaktu, widywałem się z nim przeciętnie raz w miesiącu. Dzwonił do mnie, by uzyskać wsparcie techniczne przy swoich komputerach, na których nagrywał muzykę i wrzucał do internetu. Brak kontaktu z nim przez dłuższy czas nie był dla mnie czymś niezwykłym. Tym razem jednak był w szpitalu od miesiąca, ale nikt mi o tym nie powiedział. Dowiedziałem się dopiero w zeszły wtorek, ponieważ wezwał mnie tam lekarz. Nie wiedziałem, że jest o tyle starszy ode mnie, ponieważ nawet w ostatnich latach swego życia bardzo dobrze się trzymał i wyglądał naprawdę młodo. W 2019 roku przeszedł ciężką chorobę. Nigdy nie wrócił do pełnej formy, ale radził sobie, jak potrafił - mówi nam sąsiad muzyka. 

Życiorys zmarłego muzyka

Maciej Kossowski w USA występował jako Michael Cossi, czyli pod nazwiskiem, które przybrał, gdy wyemigrował do Ameryki w połowie lat 70. Twierdził bowiem, że w Stanach nikt nie potrafiłby wymówić jego prawdziwego imienia i nazwiska. Przez pięć lat kierował zespołem występującym w luksusowym hotelu Milford Plaza na Broadwayu. Śpiewanie popularnych szlagierów z grupą Czerwono-Czarni nie było spełnieniem jego zawodowych marzeń. Największą pasją Kossowskiego była gra na trąbce, a marzeniem - założenie własnego zespołu jazzowego i granie w nowojorskich klubach. Jego spełnienie przypłacił samotnością.

- Nie posiadam zdjęć Maćka, nie utrzymywałem też z nim kontaktów. Po przyjeździe do Stanów odseparował się całkowicie od Polonii. Zmienił nazwisko i zniknął nam z pola widzenia. Miał przyjaciela Polaka w Kanadzie i przyjaciela w Polsce, z który snuł plany na temat trasy koncertowej w kraju. Tyle wiem. Mieszkał w USA od połowy lat siedemdziesiątych. Nie znam powodów jego autoseparacji. Niektórzy artyści zachowują się niezrozumiale - powiedział nam znany polonijny jazzman - saksofonista Krzysztof Medyna.

Urodzony w Grudziądzu Maciej Kossowski studiował na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu i w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Gdańsku. Gry na trąbce uczył się z kolei w Średniej Szkole Muzycznej w Gdańsku. Dwukrotnie - bez powodzenia - starał się dostać do Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej. W latach 1963-1967 był solistą zespołu Czerwono-Czarni. Później razem z zespołem Tajfuny wyruszył w trwającą trzy miesiące trasę koncertową do Związku Radzieckiego. Słuchała go także publiczność w Grecji, ówczesnej Czechosłowacji, Niemczech, Belgii, Szwecji i Stanach Zjednoczonych.

Zapytaliśmy konsulat RP w NYC, czy placówka zaangażuje się w sprawę zmarłego muzyka. Dotychczas nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Sonda
Pamiętasz zespół Czerwono-Czarni?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki