W drugim odcinku jubileuszowej edycji "Tańca z Gwiazdami" z programem pożegnała się Ewa Minge. Decyzja jury i głosy publiczności sprawiły, że to właśnie znana projektantka musiała zejść z parkietu. Choć wielu fanów nie kryło oburzenia, sama zainteresowana podeszła do sprawy z lekkim uśmiechem, a nawet autoironią. Co więcej, winą za swoje szybkie pożegnanie z show obarczyła... własne koty, które - jak żartuje "mantrowały", by matka wracała do domu.
Zobacz też: Bohosiewicz tańczyła… z psią kupą?! Kulisy "Tańca z Gwiazdami" hitem sieci!
Ewa Minge wyjawiła prawdę na temat "Tańca z Gwiazdami"
Ewa Minge podkreśliła, że od samego początku miała świadomość, iż jej udział w programie może skończyć się szybko. Największy żal miała jednak o swojego partnera, Michała Bartkiewicza, który - jak twierdzi, zasługiwał na szansę zaprezentowania pełni swojego talentu z osobą, która mogłaby zajść dalej. Projektantka nie ukrywa, że zżyła się z nim i już planuje wspólne artystyczne projekty poza telewizyjnym parkietem.
Szanowni Państwo, u mnie w domu są trzy koty. One wszystkie trzy siedziały nad suchą miską, co prawda mają super opiekę, także obrońcy zwierząt... Gafa tym swoim wzrokiem, takim błękitnym, mantrowała - matka wracaj do domu, matka wracaj do domu, nigdy w życiu się nie zdarzyło, żeby moje koty były tyle bez mojej opieki. To też tak na początek - to jest wina moich kotów. To nie jest wina jury, to jest wina moich kotów, które zmantrowały, żebym odpadła. Stało się, zdarzyło się. To jest po prostu taki program. To jest program rozrywkowy. Ktoś musiał odpaść. Jak ktoś inny stałby na moim miejscu, to może dobrze, że stoję tu ja. Powtarzam to wszystkim dookoła... jedynie szkoda mi Michała, bo gdyby pewnie dostał jakąś fajną, młodą, rokującą tancerkę, czy też bardziej, nie wiem... ale sobie nie umniejszam. Także pomimo tego, co się wydarzyło, to my z Michałem od początku wiemy, co dzień jak się spotykaliśmy na treningach, żeśmy się ze sobą bardzo zżyli i przed nami jest cudowna przygoda również taneczna. Jeszcze pokażemy światu. Nie będziemy występować w żadnych konkursach. Zrobimy coś takiego, co ja przygotowuję od dwóch lat. Został mi jeszcze rok przygotowań. Zaprosiłam do tego Michała. Zapraszam również dziennikarzy z Polski. Może się będzie działo to poza granicami Polski... - powiedziała nam Ewa Minge.
W rozmowie z "Super Expressem" pojawił się też wątek jej taty, który od początku sceptycznie podchodził do pomysłu występów córki w tanecznym show. Projektantka nie posłuchała rady i naraziła ojca na dodatkowe emocje, kiedy przyszło jej odpaść. Choć tata zapewniał, że wszystko jest w porządku, Minge wierzy, że w środku mocno to przeżywał.
Tak, to jest najgorsza rzecz, bo mój tato od początku mówił, żebym nie brała udziału. Dzisiaj nawet w "Halo tu Polsat" mówił o tym, żebym nie brała udziału, że to nie jest mój format, że to nie jest mój świat, że dziecko, no gdzie ty, tak, tutaj będziesz w tych rajtuzach stała, przed jury, dosłownie tak o tym mówił. Ja się uparłam. W zasadzie to jakby były inne czynniki, które mnie na to nam mówiły... Oskar. Piotrek Zapadka. I ja naprawdę, ja naprawdę czułam, że nie powinnam. I teraz powiem, dlaczego czułam, że nie powinnam. Tu są już takie w tym internecie historie... To jest bardzo ważne. Bo ja sobie myślałam o tym, że jak ja odpadnę, to nic wielkiego nie wydarzy. Ale ze mną będzie jakiś partner, który przeze mnie nie pójdzie dalej. Partner taneczny. Ja nie wiedziałam, czy to będzie Michał. Marzyłam o tym, żeby to był Michał. Nie mogłam sobie wyobrazić lepszego partnera, ale też skazałam partnera takiej klasy na to, żeby zatańczył w dwóch odcinkach. I to, z mojego punktu widzenia, od samego początku, kiedy rozważałam udział w tego typu historii, ważyło na tym, żebym tego nie robiła. No i bardzo przepraszam mojego tatę, bo go nie posłuchałam. Jeszcze go dzisiaj naraziłam na ból ojcowski, bo to jest normalne, że to boli. To jest normalne. Tato mówi, że jest wszystko dobrze, ale jestem przekonana, że przeżył to bardzo - wyznała Minge.
Nie zabrakło także pytania o jurorów. Internauci od pierwszego odcinka sugerowali, że oceny przyznawane projektantce były wyjątkowo surowe.
Wszyscy dookoła nam tak mówią, a my stwierdziliśmy, że już będziemy milczeć, bo się zarzuca nam, że my się gdzieś tam wyżywamy na jury. Nie. Myślę, że jury akurat to uznało, że jesteśmy najgorsi, jesteśmy gdzieś tam na końcu układu pokarmowego. Dzisiaj może akurat nie byliśmy na końcu układu pokarmowego, ale rzeczywiście w tym pierwszym odcinku czuliśmy się średnio - mówi Minge.
W pierwszym odcinku show Ewa Minge zaprezentowała figurę, którą mało kto umiałby powtórzyć. Gwiazda wyjawiła jednak, że jurorzy tego nie docenili, a nawet naśmiewali się z niej. W drugim odcinku show Maserak oraz Pavlović wykonali ten sam taneczny ruch, co Minge i Bartkiewicz poprzednim razem.
Ale jak się okazuje dzisiaj się dowiedzieliśmy, że Iwonka powiedziała, że to jest taki szczegół, oni z biegu to zrobili z Maserakiem, że się wcale z nas nie naśmiewali, tylko tak przez przypadek zrobili - przyznała Ewa Minge.
Warto podkreślić jednak, że jurorzy mają nie tylko doświadczenie taneczne, ale i kondycję, której może pozazdrościć im niejedna osoba. Ewa nie kryła jednak żalu, co do zaistniałej sytuacji. Minge odniosła się do tych głosów spokojnie, prosząc swoich fanów, aby powstrzymali się od hejtu. Dodała też, że jej społeczność internetowa to ludzie kulturalni i wierzy, że uszanują jej prośbę. Podkreśliła, że choć w sieci łatwo wybuchają emocje, warto nieco przystopować.
Dlaczego wybrali tę figurę? To mnie cały czas zastanawia. Ja, drodzy państwo, chcę powiedzieć tak, uprzejmie proszę moich fanów, żeby nie hejtowali nikogo, żeby nie pojawiały się negatywne komentarze pod żadnymi postami na temat jury. Bardzo proszę tych ludzi, którzy mnie lubią. Ja mam grupę taką bardzo kulturalną osób, które gdzieś tam stoją za mną. Odpuśćmy to. Absolutnie nic się nie stało. Jurorzy mieli prawo tak zrobić. Mieli prawo głosować tak, jak chcieli. Tu też jeden z jurorów powiedział, że to, że ktoś jest ładny, to nie każdemu może się podobać, tak? Więc jakby gdzieś było widać i czuć, że za kulisami były tego typu teksty, były tego typu starcia, że gdzieś tam te głosy dochodziły, że się w jury wiele osób nie zgadzało. Ale jest jury. Ja to szanuję. Tak się stało, jak się stało. Jedyne, o co w tej chwili proszę, to o to, żeby zachować taką kulturę i spokój, żeby nie hejtować ani jurorów, ani nie hejtować nas, żeby, jeżeli mam, a dzisiaj mam, rozumiem, że dość głośny głos społeczny, to przy tym moim głośnym głosie społecznym proszę o to, żeby nie było takich akcji właśnie wyśmiewających, takich upokarzających kogokolwiek, piętnujących kogokolwiek. Pójdźmy po rozum do głowy, że czekamy, boimy się, że za naszymi granicami gdzieś może wybuchnąć u nas za chwilę wojna, która się toczy za naszymi granicami. Tu się dzieje wojna i to widać na każdym kroku. Polak Polakowi wilkiem, to co się dzieje w internecie, to jest jedna wielka globalna wojna - powiedziała "Super Expressowi" Ewa Minge.
Rozmawiała Julita Buczek
Zobacz też: Namiętne wyznania w "Tańcu z Gwiazdami"! Kaczorowska i Rogacewicz dali się ponieść
Zobacz naszą galerię: Ewa Minge wyjawiła prawdę o "Tańcu z Gwiazdami". TYLKO U NAS