Jadłem zupę z chwastów

2009-02-09 4:00

Jan Pietrzak (72 l.) to człowiek legenda. Znany satyryk, poeta i pieśniarz, kandydat na prezydenta RP w 1995 roku. Kiedy się rodził, grała podwórkowa kapela, potem zaczął się koszmar wojny... Gdy miał 11 lat, wysłano go do ludowego wojska. Znany satyryk opowiada "Super Expressowi" o swoim burzliwym życiu.

Urodziłem się w Warszawie 26 kwietnia 1937 roku. W tym dniu na świat spadały różne nieszczęścia. Choćby atak faszystów na hiszpańskie miasto Guernica w 1937 i zrównanie go z ziemią. 26 kwietnia 1986 r. wybuchł reaktor w Czarnobylu... Podaję takie tragiczne fakty, bo mówię, że moje przyjście na świat było nieszczęściem. Nieszczęściem... dla moich wrogów!

Kiedy rodziłem się na Targówku, na Poleskiej, orkiestra podwórkowa grała różne kawałki. Potem kumy, sąsiadki opowiadały, że z tego gagatka co się wtedy urodził, to będzie artysta.

II wojna światowa. Straszna. Żeby cokolwiek zjeść, wymykałem się nad Wisłę nazbierać zielska - komosy - na zupę. Miałem straszne dzieciństwo, nie chcę tego opowiadać, nie dam się przekonać...

Jako nastolatek byłem trudnym dzieckiem. Byłem kompletnie rozbity, bez orientacji, bez ojca. Nie wiem, czy można to sobie wyobrazić, ale ja nie wiedziałem, co w życiu jest ważne. Czy strzelać, czy też kraść? Matka załamywała ręce. Nie wiedziała, co ze mną zrobić.

By ratować moje życie, posłała mnie - 11-letniego chłopaka - do wojska. Był 1948 rok, to było wojsko ludowe. Dziś z perspektywy mogę powiedzieć, że to było dobre rozwiązanie. Co jako dziecko robiłem w tym wojsku? Przechodziło się tor przeszkód, strzelało z różnych rodzajów broni, jeździło transporterami. Nas szkolono do walki z imperializmem! Przecież świat stał na skraju nowej wojny. Po 9 latach byłem doskonale wyszkolonym żołnierzem. Aż przyszła odwilż, przyszedł Gomułka. Nie nadawałem się do wojskowych reguł, byłem w konflikcie z dowódcami, więc za obopólną zgodą z przyjemnością zostałem z tego wojska usunięty. Był rok 1957, skończyłem służbę jako oficer radiolokacji. Znalazłem pracę po linii wykształcenia w Warszawskich Zakładach Telewizyjnych, gdzie powstawały pierwsze telewizory, tzw. belwedery. W zakładach działały rady pracownicze walczące o godność robotnika. Pierwowzór Solidarności, który partia szybko utopiła. Koledzy wybrali mnie do takiej rady.

Pamiętam, że na zebraniach strasznie się kłóciłem. Nie było części, mieliśmy ciągłe przestoje. Jak tu pracować? Tego się nie dało wytrzymać...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki