Jan Kobuszewski: Nigdy nie pokłóciłem się z Bogiem

2010-04-02 9:46

Jan Kobuszewski (76 l.) to aktor uwielbiany przez miliony Polaków. Pamiętamy go z Kabaretu Dudek, Kabaretu Starszych Panów czy Kabaretu Olgi Lipińskiej, z wielu filmów, ról w teatrze... Ostatnio zgodził się zostać ambasadorem tegorocznej kampanii Narodowego Dnia Życia. Nagrano z nim nawet reklamówki telewizyjne.

Tylko "Super Expressowi" Jan Kobuszewski opowiada o życiu, radościach i nieszczęściach, które nie zmąciły w nim wiary w Boga.

"SE": - Dlaczego pan się zgodził zagrać w reklamie?

Jan Kobuszewski: - To nie jest reklama, to jest promocja Narodowego Dnia Życia. Bo gdyby to była reklama, to byłaby płatna. A ponieważ była bezpłatna, zgodziłem się. A poza tym idea jest piękna.

- Jak wnuk to przeżył? Zagrał ze sławnym dziadkiem!

- Takie jego marzenie, nie wiem, czy tego dożyję, ale wnuk chce zostać aktorem. Być może zmieni jeszcze zdanie, bo to z jednej strony zawód niesłychanie trudny, a z drugiej fascynujący. Ale w tym zawodzie trzeba być kimś, bardzo, bardzo dużo pracować... Życzę mu tego, ale niech się dobrze jeszcze nad tym zastanowi.

Przeczytaj koniecznie: Jan Kobuszewski: Cierpię, bo moja żona jest w szpitalu (ZDJĘCIA!)

- Lubi pan mówić: "Aktor to nie skrzypce, które im starsze, tym piękniejsze wydają dźwięki". Myśli pan o przejściu na emeryturę, żeby tak wreszcie posiedzieć w domu, pobyć z wnukami?

- Rozważam taką możliwość, bo sił coraz mniej mam do grania. Jest kilka powodów przemawiających za tym. Ale póki gram, zrezygnowałem z pobierania emerytury. Na razie zostawiam ją tym, którzy naprawdę muszą ją dostawać.

- Został pan ambasadorem Narodowego Dnia Życia. Czy naprawdę potrzebny jest taki specjalny dzień, żeby pomyśleć o życiu, że jest cenne i piękne?

- Myślę, że my, ludzie, popełniamy wiele błędów. Nie dostrzegamy chwil szczęścia, natomiast bardzo akcentujemy wszystkie smutne momenty. Porażek i nieszczęść i tak nie unikniemy, a chwile szczęścia... są takie rzadkie, że naprawdę cieszmy się, gdy są.

czytaj dalej>>>


- Kiedyś powiedział mi pan, że życie jest romansem, które kończy się tragicznie. Uderzyło mnie to.

- Bo jest śmierć, która jest tym tragicznym finałem... Nie jestem dewotem, ale jestem człowiekiem wierzącym. Chrystus powiedział nam: Jam jest drogą, prawdą i życiem. Droga, prawda i życie - dokładnie w takiej kolejności. Także może coś jeszcze nas czeka? W nagrodę po tym tragicznym finale.

- Przeszedł pan bardzo poważną chorobę. Rak...

- ...O, niejedną.

- Czy te doświadczenia spowodowały, że bardziej pokochał, bardziej ceni pan życie?

- Bardziej szanuję nie tyle życie, co moje istnienie. Największą radością dla mnie, po tych wszystkich ciężkich przejściach, pobytach w szpitalu, był powrót do domu, do rodziny. Wtedy doceniałem tę chwilę, uświadamiałem sobie, jak wiele jest spraw błahych, które kiedyś uważałem za ważne.

- Nie miał pan pretensji do Boga, dlaczego to na mnie te ciężkie chwile spadły?

- Zastanawiałem się... Ale nie kłóciłem się, nie waśniłem z Bogiem. A dziś, gdy jako człowiek stary zastanawiam się, co mnie w życiu spotkało, to mówię, że tylko wielka miłość i opieka od Boga.

- Gdybym pana, jako starszego już z człowieka, zapytała, jak żyć, by być szczęśliwym, co by pan powiedział?

- Trzeba żyć według dziesięciu przykazań Bożych i jedenastego, staropolskiego: Kochajmy się. Gdybyśmy tak postępowali, nie byłoby problemu.

- Zbliża się Wielkanoc. Czego życzyłby pan Polakom?

- Jeśli to możliwe, to zdrowych i wesołych świąt. Z całego serca życzę państwu.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki