Konie dają poczucie wolności

2015-02-24 3:00

Jeździectwo, podobnie jak aktorstwo, stało się prawdziwą pasją Marka Siudyma. Zajmuje się nim blisko czterdzieści lat. Nie tylko sam brał udział w zawodach, ale też trenował świetnych zawodników

- Kiedyś powiedział pan, że aktorstwo to tylko praca, którą wykonuje pan właściwie przez przypadek i która pozwala panu żyć i realizować tę prawdziwą pasję - jeździectwo.

Marek Siudym: - W pewnym sensie tak jest - jeździectwo jest mi bliższe. Chociaż prawda jest taka, że w różnych momentach i jeden, i drugi zawód pozwalał mi przeżyć. Jak akurat nic nie kręciłem i nie grałem w teatrze, prowadziłem stajnię AZS SGGW i byłem trenerem.

- To co było pierwsze - aktorstwo czy jeździectwo?

- Właściwie obie te pasje pojawiły się równolegle. Tyle, że z jeździectwem nie wiązałem planów zawodowych i nie zakładałem, że będę z tego żyć. Dopiero gdy w 1977 roku zostałem instruktorem, wiedziałem już, że będzie to dla mnie ważne.

- Kiedy zaczął pan jeździć konno?

- Jako typowy mieszczuch urodzony w Łodzi nie miałem dostępu do koni, ale na szczęście miałem rodzinę na wsi. Mieli gospodarstwo w Pruszczu Gdańskim. Tam też pierwszy raz jeździłem na oklep. Później znalazłem tor na Służewcu i zacząłem treningi. Pracowałem jak wolontariusz, a za pracę pozwalano nam jeździć konno. Jak zacząłem jeździć, nie wyobrażałem już sobie życia bez koni.

- Dlaczego akurat konie?

- To szczególne zwierzęta, które zostały przez człowieka ujarzmione, ale się temu podporządkowały. Koń jest człowiekowi wierny i ma do niego wielkie zaufanie. Ta więź jest niezwykła - koń towarzyszył człowiekowi w walce, był symbolem zwycięstwa nad czasem, bo umożliwiał podróż. Był jednak zawsze traktowany instrumentalnie. Ludzie, którzy się końmi zajmują z miłości, potrafią stworzyć partnerską relację, opartą na bliskości i zaufaniu.

- Co daje taka relacja?

- Prawdziwą łączność z naturą, z naszymi korzeniami, z czymś pierwotnym. To takie poczucie wolności i zrozumienia. Moja relacja z końmi jest naprawdę niezwykła. Niektóre spotykam po 10 latach i jak przechodzę przez stajnię na jakichś zawodach i one usłyszą mój głos czy rozpoznają moje kroki, reagują. To niesamowite i poruszające.

- Takie podejście do koni to coś, czego można się nauczyć, czy trzeba się z tym urodzić?

- Można się nauczyć, ale potrzebny jest pewien charakter. Trzeba być cierpliwym i empatycznym, nie oczekiwać błyskawicznych rezultatów pracy.

- Jak dużo czasu spędza pan z końmi?

- Jeżeli nie mam wyjazdu, prób, to staram się odwiedzać moje konie codziennie. Jeden to emeryt od 20 lat. Miał kontuzję w wieku 6 lat i nie powinno się na nim jeździć, ale obiecałem sobie, że do końca życia będzie miał dobre warunki, a na drugim nadal jeżdżę.

- Gdzie pan trzyma konie?

- W stajni państwa Chrzanowskich. Jest ukryta w lesie i ma w sobie coś niezwykłego. To najbardziej przyjazne koniom miejsce, jakie znam. Czas płynie tu naprawdę inaczej, a ja nigdy wcześniej nie byłem tak spokojny o swoje konie.

- Konie, stajnia to pana sposób na relaks?

- Ja w ogóle nie zajmuję się relaksowaniem. Jak się trzeba relaksować, to znaczy, że trzeba od czegoś odpocząć, uciec, że się czegoś nie lubi. Ja mam komfort, bo lubię swoją pracę, mam fajne towarzystwo, teatr jest pełny, uprawiamy sztukę, którą lubię, nie muszę się relaksować. Ale lubię też szukać nowych miejsc, lubię jak jaszczur wygrzewać się na słońcu, to też jest czasem potrzebne. Jednak konie i trenowanie są dla mnie nie tyle relaksem, co czymś twórczym.

- Nadal jest pan instruktorem?

- Jedynie czasami, prywatnie. Zawodowo już nie. Byłem instruktorem przez 20 lat. Trenowałem kilkanaście osób, a kilkoro z nich miało naprawdę dobre wyniki. Z niektórymi do tej pory mamy kontakt.

- Pana największy sukces trenerski?

- Emilka Gotowicka, która startowała w Mistrzostwach Polski Juniorów, i Łukasz Okińczyc, zawodnik Legii, cztery razy wygrał Grand Prix.

- A pan startował?

- Startowałem w zawodach skokowych, ale byłem człowiekiem z drugiej linii. Nie miałem czasu, żeby zająć się tym zawodowo. Musiałem zarabiać pieniądze, żeby mój koń Poranek mógł startować - dałem go Łukaszowi, bo szkoda było takiego konia, a razem mieli ogromne możliwości.

- Jeździectwo to drogi sport, czy Polaków stać na jego uprawianie?

- Nie droższy niż narty i tenis. Po prostu polityka naszego kraju doprowadziła do upadku ośrodków, które aktywizowały młodych ludzi. Teraz jeśli ktoś chce jeździć konno, musi sobie właściwie kupić konia. Jeździectwo musi być dotowane przez państwo, żeby znaleźć młode talenty. Inaczej będziemy mogli szukać tylko tam, gdzie rodziców stać na kupno konia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki