Kora umierała W CIERPIENIACH. Miała przerzuty do mózgu. WSTRZĄSAJĄCY WYWIAD

2019-02-11 13:15

Słowa Kamila Sipowicza (66 l.) o ostatnich dniach Kory (†67 l.) ściskają serce. Okazuje się, że artystka miała przerzuty raka do mózgu, poruszała się na wózku inwalidzkim, a w końcu zmarła w okrutnych cierpieniach. Jej mąż po raz pierwszy tak szczerze opowiedział o ostatnich chwilach gwiazdy.

SG Wstrząsające wyznanie męża Kory

i

Autor: se.pl

W 2013 roku Kora dowiedziała się, że jest chora na raka jajników. Walczyła z nim przez pięć lat. Operacje, chemioterapie i leki nie zdołały uratować jej życia. Wielka gwiazda zmarła w lipcu zeszłego roku. Z poruszającego wywiadu z Sipowiczem dowiadujemy się, że Kora, która zawsze była symbolem wielkiej siły i energii, na koniec swojego życia była totalnie bezsilna i wręcz krzyczała z bólu...

- Przerzut na mózg to jest koszmar, którego nie zrozumie nikt, kto nie miał z tym do czynienia. Kora przeszła piekło, a ja z nią. (…) Wszystko, co możesz sobie wyobrazić, najgorszego, to było. Wszystko. Wszystko po kolei – mówi szczerze w „Newsweeku”. - Przyszedł moment, kiedy zaczął się ból. Kora zaczęła strasznie krzyczeć. Nie mogłem dodzwonić się do hospicjum. Myślałem, że oszaleję. W końcu przyjechali, dali dożylnie relanium, bo jest skuteczniejsze od morfiny, odrobaczyli, bo była zatruta moczem – wspomina.

Choroba zmieniała świadomość Kory. Korze zdarzało się też krzyczeć na innych pacjentów w szpitalu, nie wiedziała co robi.

- Jednym z objawów przerzutu do mózgu jest niekontrolowane, nieludzkie pobudzenie – tłumaczy Kamil.
Zabierała brudne naczynia ze zlewu do swojej sypialni, by je porządkować lub pocięła najlepszy kapelusz męża. Straciła kontakt z rzeczywistością. W pewnym momencie przestała też chodzić.

- Najpierw było specjalne łóżko, potem wózek, bo zaczęły się kłopoty z chodzeniem, a ja wciąż wierzyłem, że z tego wyjdzie. (…) Dom było trzeba wyłożyć podściółkami, bo zaczęła się przewracać, spadać ze schodów. Potem przestała chodzić. W końcu mówić. Potem była już nieprzytomna. Puszczałem jej muzykę. Trzymaliśmy ją za ręce.

Na szczęście Kora miała fachową pomoc.

- Ona była po prostu obolała, ja nie mam wprawy w podnoszeniu osoby cierpiącej. Wtedy bardzo nam pomogła sąsiadka i zarazem nasza przyjaciółka Danusia. Znalazła kobietę, opiekunkę, która fachowo zajęła się Korą. Wiedziała, jak ją podnieść, jak pomóc w ubraniu, jak pomóc w ubraniu, w myciu. (…) Ta kobieta pozwoliła Korze umrzeć – mówi Kamil, który wciąż nie może pogodzić się z tym, że jego żony już nie ma. Czuje jednak jej obecność.

Prochy Kory zostały rozsypane na Roztoczu, w Warszawie, na Warmii, w Nowym Jorku i w Atlantyku.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki