Kiedy w latach 90. w TVP zadebiutowała „Randka w ciemno”, od razu stała się fenomenem. Proste zasady – jedna osoba zadawała pytania trójce kandydatów ukrytych za parawanem – sprawiły, że widzowie w całej Polsce z zapartym tchem śledzili losy uczestników. Wygrana była podwójna: wspólna wycieczka i szansa na znalezienie bratniej duszy. Program szybko wyrósł na symbol epoki, a „randka w ciemno” weszła do codziennego języka jako synonim miłosnej przygody.
Od Kawalca do Kammela
„Randka w ciemno” miała swoich prowadzących, którzy do dziś kojarzeni są z tym formatem. Pierwszym gospodarzem był Jacek Kawalec (63 l.), późniejsza gwiazda „Rancza”. To on wprowadzał widzów w klimat gry i uczył telewizję rozmawiać o uczuciach w lekkiej formie. Program przyniósł mu rozpoznawalność, ale także nico zaszufladkował.
Ludzie zaczęli zaczepiać mnie na ulicy. Poza tym, mimo że wcześniej dostawałem sporo aktorskich propozycji, nagle wszystkie telefony się urwały. Tak mocno byłem kojarzony z "Randką…", że jeśli już ktoś chciał mnie w czymś obsadzić, to w roli Jacka Kawalca z "Randki w ciemno". To mnie w ogóle nie interesowało
– wspominał potem aktor w rozmowie z Plejadą. W końcu postanowił opuścić program, a pałeczkę przejął po nim Tomasz Kammel (54 l.). Dla dziennikarza program również okazał się trampoliną do kariery. To właśnie „Randka w ciemno” otworzyła mu drzwi do świata mediów i pośrednio uczyniła jednym z najbardziej rozpoznawalnych prezenterów w Polsce.
Dziś to zadanie spoczywa na barkach Piotra Gąsowskiego – aktora, showmana i konferansjera, który nie ukrywa, że dla niego samego powrót kultowego formatu był miłym zaskoczeniem.
Ten program jest ciekawszy, niż myślałem. To fenomen, bo każdy z nas chciał się zakochać, każdy przeżył zawód miłosny, każdy marzył o wielkiej miłości. A tu oglądamy ludzi, którzy naprawdę szukają bliskości
– podkreśla nowy prowadzący show w rozmowie z Super Expressem.
Nie obyło się bez kontrowersji
Choć „Randka w ciemno” była jednym z najchętniej oglądanych programów rozrywkowych w Polsce, za kulisami nie brakowało anegdot, ale i kontrowersji. Jacek Kawalec po latach zdradził, że niektóre dialogi i pytania dla uczestników były podpowiadane przez redaktorów, a publiczność czasem pełniła rolę „suflera”, subtelnie sugerując numer kandydata, którego warto wybrać.
Zdarzały się też sytuacje, w których do programu zgłaszały się… pary udające singli, by wygrać wspólną wycieczkę. Pokusa egzotycznych wakacji bywała silniejsza niż zasady gry. A jednak, mimo setek odcinków i wielu randek, tylko cztery pary skończyły w małżeństwie. Statystycznie szanse na znalezienie miłości były więc niewielkie, ale dla uczestników i widzów liczyły się emocje i przygoda.
Nie przegap: Katastrofa za katastrofą! Doda o swoich randkach: "Chciałam uciec!". Ale "Randkę w ciemno" uwielbia
Nie brakowało również narzekań na nagrody. Obok spektakularnych wyjazdów do Egiptu czy Hiszpanii trafiały się bowiem „swojskie” wycieczki krajowe, które nie zawsze robiły na świeżo dobranej parze wrażenie. Bywało, że radość z wygranej ustępowała grymasowi rozczarowania. Kawalec wspominał też swoje rozczarowanie i zdziwienie, gdy podczas spotkania z brytyjską gwiazdą „Blind Date”, Cillą Black, dowiedział się, na jakie ona może liczyć stawki. Dostawała za odcinek 37 tys. funtów, podczas gdy jego gaża wynosiła ok. 250 zł. Różnica pokazuje, jak bardzo polska telewizja raczkowała w świecie wielkich formatów.
Oczywiście, przeczytałem w prasie, że głównym powodem mojego odejścia z "Randki…" było to, że miałem za duże wymagania finansowe
– śmiał się potem pierwszy gospodarz programu.
Prawdziwe emocje zamiast Tindera?
Nowa „Randka w ciemno” w Polsacie ma pokazać, że mimo upływu lat i ery Tindera, program nadal może być atrakcyjny. Gąsowski jest pewien, że autentyczność formatu wygrywa z aplikacjami.
Na Tinderze można wszystko podkolorować – zdjęcia, wiek, opis. Tu nie da się udawać. Od razu słychać, jak ktoś mówi, jak reaguje, jak się uśmiecha. To jest prawdziwe
– tłumaczy. I rzeczywiście, to właśnie prawdziwe emocje były zawsze siłą „Randki w ciemno”. Widzowie pamiętają nie tylko zabawne wpadki i nieporadne odpowiedzi, ale też momenty wzruszeń. W nowych nagraniach takich sytuacji również ma nie brakować. Gąsowski zdradza, że w jednym z odcinków pojawiła się para, która nie mogła doczekać się odsłonięcia parawanu.
Tak się sobą zachwycili, że jeszcze w kulisach padli sobie w ramiona i zaczęli się całować. Wszyscy mieliśmy łzy w oczach, bo czuć było, że to szczere uczucie
– opowiada. Sam przyznaje, że choć stara się być profesjonalny, takie momenty robią na nim ogromne wrażenie. „Nie płaczę, ale zdarza mi się mieć łzy w oczach. To dla mnie dowód, że ten program naprawdę działa i że czasami dzieje się magia – dodaje.
Wielki powrót "Randki w ciemno"
Dziś Piotr Gąsowski ma zamiar tchnąć w format nowe życie.
Nie robię tego dla show samego w sobie. Chcę, żeby uczestnicy wynieśli z programu coś ważnego: poczucie, że zostali zauważeni, że ktoś się nimi zaopiekował i że mieli swoją szansę
– mówi. Zapowiada również, że nowa edycja „Randki w ciemno” ma być różnorodna. Na scenie zobaczymy nie tylko młodych, ale i dojrzałych uczestników, którzy wierzą, że na miłość nigdy nie jest za późno.
Cudowne panie po 70. pokazują młodym, że dystans do siebie i otwartość są najważniejsze
– zachęca prowadzący. Dzięki temu program nie będzie tylko nostalgicznym powrotem, ale też szansą na opowieść o tym, że prawdziwe uczucia mogą rozkwitnąć w każdym wieku.
„Randka w ciemno” przez lata była ikoną telewizji i źródłem plotek, żartów, ale i romantycznych historii. Choć statystyka nie była łaskawa, a za kulisami zdarzały się kontrowersje, to właśnie ta mieszanka śmiechu, wzruszeń i niespodzianek sprawiła, że widzowie wspominają program z sentymentem. Czy znów połączy serca i rozbawi do łez? O tym przekonamy się już 4 października o 16:30 w Polsacie.