Lech Ordon: Nie wierzyłem, że wojna się skończy

2010-06-23 8:45

Wojna zabrała mu lata młodzieńcze. Ciężko pracował w fabryce, był katowany. Znany aktor Lech Ordon (84 l.) opowiada o tym, jak cudem przeżył koszmar okupacji hitlerowskiej.

Była wojna. Najpierw drapnął mnie Arbeitsamt, niemiecki urząd pracy. Zacząłem pracować jako goniec... Niemcy mieli czas na wszystko, i na wojnę, i na budowę ogrodu zoologicznego. Ja w tej firmie budującej ogród pracowałem. Pracowali też Żydzi. Jacy oni byli zmarnowani, jakie to było upodlenie. Nigdy nie zapomnę, jak jeden z nich ukradł kartofle i schował je w portkach. Ale Niemcy je znaleźli. Był tam niemiecki inżynier, który nadzorował roboty. Miał syna, może 14-letniego. I ten syn dostał od ojca pejcz i tak strasznie bił tego Żyda. To było okropne!

Nie wiem, czy władze Poznania wiedzą, że na stadionie miejskim, pod trybunami Niemcy trzymali Żydów. I ja widziałem, jak któregoś dnia na środku boiska, pod kontrolą gestapowców, Żydzi wieszali Żydów. Niemcy brzydzili się ich dotykać, mieli fioła na punkcie chorób zakaźnych.

Miałem kolegę Żyda. Namawiałem go na ucieczkę, ale on mi powiedział, że ma ciężko chorego ojca, że nie może. Do dzisiaj sobie wyrzucam, że go nie zmusiłem do ukrywania się... Później zacząłem pracować w miejscu, gdzie dzisiaj odbywają się Targi Poznańskie. A potem alianci zaczęli nas bombardować, więc wywieziono nas pod Ryczywół, ok. 50 km od Poznania.

Pamiętam, była Niedziela Palmowa, przerwa obiadowa. Dostaliśmy zupę. Kiedy szedłem z nią przez halę, na rogu, na zakręcie niechcący wpadłem na dwóch w mundurach. Bach i wylałem tę zupę na buty i bryczesy. Jak oni mnie wtedy zbili!

Najgorsze były nocne zmiany, bo między godz. 3 a 4 głowa ze zmęczenia wpadała w tokarkę. Przecież byliśmy nastoletnimi chłopakami, pracowaliśmy po 12 godzin. Był taki Otto z Gdańska, podlec koszmarny. Gdy tylko zobaczył, że nad ranem ktoś już nie wytrzymywał, wyskakiwał... I jak trzaskał po twarzy!

Mieliśmy plan, że jak front się będzie zbliżać, to my ich wszystkich na tych belkach powiesimy. Nie powiesiliśmy, uprzedzili nas, po cichu, jak myszki, zwiali nocą. Więc wzięliśmy z kolegą swój tobołek, i zimą pieszo wróciliśmy do Poznania.

Byłem chory, wyglądałem okropnie, miałem 36 czyraków na ciele, z awitaminozy. Czy ja mogłem wtedy przypuszczać, że jak wojna się skończy, jak założę rodzinę, to potem jeden z moich z synów, Krzysztof, ożeni się z Niemką? Nie mogłem przypuszczać. Dziś Krzysztof z rodziną szczęśliwi mieszkają w Monachium.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki