Małgorzata Zajączkowska była o krok od Oscara! Zagrała u Woody'ego Allena, bywała w domu Whoopie Goldebrg...

Małgorzata Zajączkowska (69 l.) żyła amerykańskim snem, o którym dziś marzą polskie aktorki. Bywała na bankietach w Hollywood, grała na Brodwayu, a nawet nieomal dostała nominację do Oscara. Nagle przerwała amerykańską karierę i wróciła do Polski. Dlaczego? Dowiecie się z naszej rozmowy, której aktorka udzieliła "Super Expressowi" podczas Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu.

"Super Express": - Czytałam przed naszą rozmową pani wywiady na przestrzeni lat. Bardzo mnie zaciekawiła jedna rzecz: pani zawsze powtarzała, że nigdy pani żałowała powrotu do Polski i odrzucenia szansy, za którą dzisiejsze dziewczyny wiele by za nią dały.

Małgorzata Zajączkowska: - Ale wie pani, to jest bardzo racjonalne. Na początku nie myślałam racjonalnie, ale mi organizm pokazał, że tak jak większość aktorów z akcentem, zostałam odsuwana. Gramy tam tylko role za akcentem. Raz mniejsze, raz większe. Natomiast te najfajniejsze role idą do gwiazd. Mało który reżyser potrafi zrobić coś takiego, jak Paul Mazursky, że wziął mnie do roli - osobę z autentycznym akcentem. Tam jest to wielki biznes, oparty na nazwiskach, na PR, więc to nie jest takie proste. Ja tam grałam i pewnego razu pomyślałam sobie, że właściwie gram, jestem zadowolona i wszystko jest fajnie, ale nigdy nie zagram czegoś, o czym naprawdę bym mogła zamarzyć, a w Polsce mogłabym.

- Wydawałaby się, że po powrocie do Polski aktorki, która grała u Woody'ego Alena, która otarła się o nominację do Oscara, powinna być pani rozchwytywana przez naszą branżę.

- Wszyscy chcieli mnie widzieć na przyjęciach, żebym opowiadała, jaki jest Woody Allen i dlaczego odmówiłam Kevinowi Costnerowi. Jako właściwie taki "misio" na przyjęciach, ale potem każdy z dyrektorów teatrów przyjął mnie w gabinecie, bardzo miło ze mną rozmawiał i każdy, jak mantrę, powtarzał: "Słuchaj, jak będę miał coś dla ciebie, to zadzwonię". I to już w pewnym momencie zaczęło mnie śmieszyć, bo ja właściwie obiegłam wszystkie teatry w Warszawie i od każdego z dyrektorów usłyszałam dokładnie to samo zdanie.

- To śmiesznie też o tyle, że ponoć Woody Allen rolę Lilly w komedii "Strzały na Broadwayu" stworzył dla pani, więc gdyby ktoś faktycznie chciał "coś znaleźć", to chyba nie byłby problem?

- Ja sobie to tłumaczyłam tak, że tutaj jednak są aktorki, które były cały czas, które wyrobiły sobie pewnego rodzaju pozycje, są w teatrze i dyrektor, powiedzmy, myśli o zespole, a niepotrzebna mu kolejna osoba, która ma takie warunki, jak ta, która już tu jest. Tak to sobie wytłumaczyłam.

Zobacz również: Zajączkowska miała szansę na wielką karierę w USA. Niestety los nie był dla niej łaskawy

- W wywiadach przewijają się dwa powody powrotu do Polski - jeden, że nie było w USA odpowiednich propozycji. Drugi osobisty - że po rozwodzie nie była pani gotowa, żeby być samotną matką w obcym kraju.

- Nie byłam. Samotna matka w obcym kraju to jest zupełnie coś innego. Nie ma tego wsparcia, nie ma dookoła nikogo. Są oczywiście znajomi, ale to są znajomi po pierwsze amerykańscy. Po drugie - każdy ma swoje własne życie. Była opiekunka, która zajmowała się Marcelem, ale to właściwie jest tylko pilnowanie, żeby nie zrzucił na siebie garnka z gorącą wodą. Pewnego dnia wstałam. Pewnego dnia wstałam i powiedziałam sobie: "Dobra, to jest czas". Także film, który robiłam w Stanach jako ostatni, to już było po powrocie do Polski. Pojechałam, zrobiłam film i wróciłam. To była decyzja bardzo przemyślana i tak jak mówię - nie żałuję. Uważam, że wróciłam w bardzo dobrym jeszcze dla siebie okresie, bo gdybym wróciła teraz na emeryturę, to myślę, że by było "po ptakach".

- Przewijając pani historię do momentu obecnego, Hollywood znów się o panią upomniało. Zagrała pani jedną z głównych ról w filmie "Lepiej później niż wcale".

- To jest po prostu niesamowite, dlatego, że ja rzadko zaglądam do skrzynki z wiadomościami od nieznajomych. Wyjątkowo to zrobiłam i tam była wiadomość, że jeżeli coś takiego mnie interesuje, to są zainteresowani. Ja nie wiedziałam, czy to żart czy nie, ale zadzwoniłam do mojego agenta, podałam mu wszystkie namiary. No i tak wyszło, że zagrałam.

Zobacz również: Zajączkowska ze znakomitą rolą w amerykańskiej produkcji. "To postać zagrana na ostrzu brzytwy"

- Czytałam recenzje filmu. Jak to zwykle w sieci - sporo negatywnych, ale prawie w każdej było: "ale ta aktorka błyszczy", "ona ratuje ten film", "ona niesie tę historię". Czy po takim odbiorze pani w tym filmie znów nie zrodziła się jakaś nadzieja na to, że ta "wielka" kariera może się przydarzyć?

- Nie, bo mnie nie zależy tam na karierze. Ja za pół roku 70 lat. Ja mam tutaj bardzo ciekawe propozycje. Naprawdę fajne, czy mniejsze, czy większe rzeczy, czy bardzo duże. Naprawdę one są fajne. Po co? Ale ja nie mówię, że zamykam drzwi. Jeżeli coś się trafi takiego, to ja jestem otwarta, ale to nie jest coś, o czym ja marzę, czy do czego tęsknię. Nie.

- Czytałam jedną z pani wypowiedzi, że jednak jest żal, że ten Oscar za rolę Jadwigi w filmie "Wrogowie" się wymknął?

- No, wie pani, kto by nie chciał mieć Oscara? (śmiech). Bo to już się czuje, już się wydawał... realny. I nagle okazuje się, że jednak nie. Ale ja zawsze wolę szukać czegoś takiego, że na przykład myślę sobie: "A może mi to dobrze zrobiło?".

- Przychodzi do pani los, który pani bierze po prostu za rogi.

- Powiem szczerze, że gdybym miała inną konstrukcję psychiczną, to na to, co robiłam w zawodzie, z kim robiłam i jakie rzeczy... Może powinnam być gdzieś dalej...?

- Nasuwa się taka myśl.

- Ale mnie nigdy kariera nie interesowała, nie na tyle, żeby iść dalej.

- Przeczytałam też, że tego Oscara jednak miała pani okazję trzymać.

- Tak, to był Oscar Whoopie Goldberg. Bardzo ciężki! Nawet nie wiedziałam, że jest tak ciężki. Nawet jak prywatnie go trzymałam, to robił wrażenie.

- Właśnie o prywatną część też chciałam zapytać. Co pani w ogóle robię w domu Whoopie Goldberg i czy to były częste sytuacje?

- Tak, dlatego, że ja na Broadwayu w tej sztuce grałam z Frankiem Langellą. A on wtedy był partnerem Goldberg. I ona grała w sąsiednim teatrze na Broadwayu. Więc ona do nas przylatywała w przerwie, albo zabierali nas właśnie do siebie do domu, gdzie jedliśmy kluski, piliśmy wino i gadaliśmy.

- Kolejny niesamowity splot - że Agnieszka Holland pani pomogła.

- No tak od Agnieszki to się w ogóle zaczęło. Zadzwoniła z tematem filmu "Wrogowie i ja mówię: ale jestem w ciąży! Więc oni znów do mnie zadzwonili jak mój syn już się urodził po dwóch miesiącach dopiero. 

- Agnieszka kilka razy zmieniła tory pani życia?

Jak tylko otworzyli granicę, to ja chciałam wracać do Polski z Paryża. I miałam kupiony bilet już - na pierwszy pociąg, który mógł wjechać do Polski. Z Jerzym Radziwiłowiczem i Piotrem Skrzyneckim. Bo oni mieli bilety, ja kupiłam bilet, we trójkę mieliśmy wracać do Polski. I zadzwoniła Agnieszka, że jutro przyjeżdża ze Szwecji do Paryża. Ja mówię, że ja wyjeżdżam do Warszawy. A ona mówi: proszę Cię, zostań, bo nie wiadomo, czy my się kiedyś jeszcze zobaczymy. No to zostałam.

- To jest niesamowite - ten splot wydarzeń!

- Ale wie pani, ja myślę, że każdy z nas to ma, tylko że nie każdy ma słuch na to. Ja jestem bardzo zadowolona. Ale też bardzo ważne jest mieć szczęście do ludzi. Ja myślę, że z jedną z takich wartości, które bardzo cenię w swoim życiu, to jest to, że mam duże szczęście do ludzi. Np. Barbara Piasecka-Johnson zostawiłam mi swoje mieszkanie w Nowym Jorku i mieszkałam u niej ponad pół roku.

Zobacz również: Agnieszka Holland podsumowała nową ministrę kultury. Dobitne słowa

Teraz radzi sobie pani świetnie w teatrze, ale zastanawiam się, czy w polskim kinie powstaje coś, co by mogło panią zainteresować?

- Teraz Janusz Zaorski mi właśnie zaproponował rolę (śmiech). Kręci film i zaproponował mi bardzo, bardzo fajną drugoplanową rolę, ale fantastyczną, bo kreacyjną. 90-letnia kobieta!

- To chyba przyda się sporo charakteryzacji! Mówi pani, że kocha swoje życie, że jest zadowolona z życia, z kariery. Czego ja mogę pani życzyć?

- Zdrowia. Zdrowia i niebolącego rano kolana.

- Tego właśnie życzę. Oraz tak wspaniałej energii i tak cudownego humoru, jaki pani prezentuje.

Rozmawiała Aleksandra Pajewska-Klucznik

Super Express Google News
Martyna Wojciechowska o obecnej sytuacji politycznej w Polsce. Szok, co wyjawiła!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki