Maryla jak caryca

2009-01-13 6:00

Maryla Rodowicz ma słabość do polskich gór. Nic dziwnego, że gdy tylko spadł śnieg, wielka piosenkarka zabrała rodzinę do Zakopanego, by tam przywitać Nowy Rok. Atrakcji nie brakowało. Gwiazda mogła poczuć się jak prawdziwa caryca, tak ją rozpieszczano.

W tym roku zima jest dla nas łaskawa. Spadło tyle śniegu, że aż grzechem byłoby niezorganizowanie kuligu. Z końmi, saniami, pochodniami i ogniskiem w lesie. A pani Maryla grzeszyć nie chciała. Dlatego wybrała się na kulig ze swoją rodziną i przyjaciółmi.

- Było świetnie. Duży mróz, słońce, a my w saniach. W dodatku jechaliśmy przez piękną okolicę Doliny Chochołowskiej. Bawiliśmy się świetnie - Maryla Rodowicz opowiada "Super Expressowi" o swojej przygodzie tuż po powrocie ze stolicy polskich gór. - Mieszkaliśmy w chacie góralskiej. Okolica cudowna - dodaje z rozrzewnieniem.

W tym roku artystka mogła sobie pozwolić na takie białe szaleństwo, bo nie grała żadnego koncertu w sylwestra i w pierwszych dniach nowego roku.

- Ten czas był tylko dla moich najbliższych - mówi piosenkarka.

Rodowicz była zachwycona taką formą wypoczynku. Cudowne słońce i siarczysty mróz, bo minus 13 stopni Celsjusza. Wymarzona pogoda na kulig. Śnieg aż skrzypiał, gdy sunęły po nim sanie, w których siedziała piosenkarka okryta ciepłą czerwoną chustą.

- Chustę dostałam w prezencie od starosty Zakopanego, Andrzeja Gąsienicy (57 l.) - chwali się artystka.

Pani Maryla wyglądała jak prawdziwa góralka, ale traktowano ją jak prawdziwą carycę. Górale zadbali o każdy szczegół, aby kulig zorganizowany dla niej był niezapomniany. Konie były przyozdobione kwiatami, gościom przygrywała góralska kapela. Na rozgrzewkę serwowano napoje wysokoprocentowe. W lesie tliło się ognisko, przy którym piekły się kiełbaski, a w kociołku grzał się bigos. Tylko pozazdrościć...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki