Ewa Szykulska i Zbigniew Pernej przeżyli razem ponad 40 lat. Bywało między nimi różnie, ale jak podkreślała aktorka, to właśnie spajało ich małżeństwo. Tuż przed Wigilią 2021 roku para była jeszcze na spacerze z psem, a gwiazda kina dostała od męża imieninowe kwiaty. 24 grudnia Zbigniew Pernej dostał zawału. Nie dożył świątecznego świtu.
40 lat miłości Ewy Szykulskiej
Ewa Szykulska (72 l.) przez ponad 40 lat związana była ze Zbigniewem Pernejem. Mąż aktorki stronił od show-biznesu, nie udzielał wywiadów i nie pojawiał się na branżowych imprezach. Pernej był magistrem inżynierem i dyrektorem Polmozbytu - firmy z branży motoryzacyjnej. Zmarł nagle. Ewa Szykulska długo nie mogła się pogodzić ze śmiercią męża. Do dziś twierdzi, że był miłością jej życia.
Wielka gwiazda polskiego kina po odejściu męża była tak załamana, że myślała, że już sobie z niczym nie poradzi. Istotnie, łatwo nie jest, bo także jej zdrowie zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Ewa Szykulska patrzy na to wszystko z - właściwą ludziom mocno doświadczonym - życiową mądrością. W przejmującym wywiadzie dla "Super Expressu" mówiła o swojej sytuacji tak:
Po śmierci męża Szykulska zaczęła chorować
Ja przez kilka miesięcy nie chodziłam, bo rozwaliłam sobie kręgosłup. To, jak się okazuje, u koleżanek w moim wieku nie jest wcale takie nieoczywiste. (...) Omijają mnie w tej chwili niezwykłe teatralne rzeczy. Zdarzają się takie w najbardziej nieprzyjaznych momentach i to jest okropne. Bo pojawia się iskierka i marzenie, by zagrać. A zaraz potem myśl: "Nie, nie możesz tego zrobić, dziewczynko, bo nie chodzisz".
"Powiedziałam, że się zdzwonimy później"
Teraz, w swojej najnowszej biografii pt. "Entliczek mętliczek", Ewa Szykulska opowiada o swoich ostatnich chwilach z mężem. Okazuje się, że przed śmiercią Zbigniewa małżonkowie przeprowadzili długą, czułą, pełną uśmiechu i ciepła rozmowę. O czym rozmawiali?
W czwartek wyjechaliśmy na spacer. Mąż kupił mi kwiaty na imieniny. W Wigilię dostał zawału. Zmarł przed świtem w Boże Narodzenie. Serduszko usnęło. Zadzwonił do mnie. "Już nie boli" — powiedział i długo, długo rozmawialiśmy. On, czułam, uśmiechnięty, szczęśliwy. Ja także, bo usłyszałam nagle jego głos, roześmiany gdzieś tam w środku i przepraszający, że będę musiała być przez czas jakiś sama (...). Gadaliśmy i gadaliśmy na półuśmiechach. To ja skończyłam. Myślę sobie: "Jezu, on jest po zabiegu, pod wpływem środków znieczulających, a ja go zamęczam". Powiedziałam, że się zdzwonimy później. (...) To była nasza ostatnia rozmowa, w świt Bożego Narodzenia.
Nie przegap: Pasażerowie zbierali szczęki z podłogi! Nie do wiary kto wsiadł do tramwaju jak gdyby nigdy nic...