Dla wielu pokoleń Katarzyna Gärtner to symbol polskiej muzyki. Jej kompozycje wykonywali najwięksi artyści, a utwory takie jak "Małgośka" czy kultowy musical "Na szkle malowane" weszły na stałe do kanonu polskiej kultury. Niestety, mimo ogromnego wkładu w rozwój rodzimej sceny, kompozytorka nie doczekała się spokojnej emerytury. Dziś żyje na uboczu, w cieniu wielkiej kariery, zmagając się z niewyobrażalnie trudną codziennością.
Zobacz też: "Przeszłam pięć udarów i wciąż żyję". To dlatego wierzy w cuda!
Katarzyna Gärtner przeszła przez piekło. Rodzina zgotowała jej straszny los
Katarzyna Gärtner urodziła się w 1942 roku i od najmłodszych lat wykazywała niezwykły talent muzyczny. Jej kariera nabrała tempa w latach 60. i 70., kiedy zaczęła współpracę z największymi gwiazdami polskiej estrady. Pisała muzykę dla Maryli Rodowicz, Czesława Niemena, Haliny Frąckowiak oraz dla Stanisława Sojki. Jej kompozycje łączyły elementy muzyki ludowej, rocka i poezji, tworząc styl, który przyciągał wielu fanów.
Największym dziełem Gärtner jest bez wątpienia musical "Na szkle malowane". Spektakl już od swojej premiery stał się wielkim wydarzeniem. Do dziś uznawany jest za jeden z najważniejszych momentów w historii polskiego teatru muzycznego.
Mimo licznych sukcesów artystycznych los nie był dla Gärtner łaskawy. Pożar, który strawił jej dom, zabrał nie tylko dorobek życia, ale także masę archiwalnych materiałów. Artystka nigdy nie odzyskała pełnej stabilizacji. Dziś, w wieku ponad 80 lat, zmaga się z problemami zdrowotnymi, a także finansowymi.
Straciliśmy dorobek życia. Zniknęły nuty, całe projekty spektakli, oper, przedstawień, nowoczesne studio nagrań, reżyserka. Mieliśmy salę prób, cały zbiór instrumentów, komputery. Nie zostało nic - mówili małżonkowie w jednym z wywiadów dla "Twojego Stylu".
Okazuje się, że do kolejnego dramatu miało dojść w 2022 roku, kiedy zmarł mąż znanej kompozytorki. Kobieta, która była pogrążona w żałobie, miała zostać wyciągnięta z domu przez własną rodzinę, która zawiozła ją do notariusza. Na miejscu czekało tam na nią dokument do podpisania.
Przyjechali z pogrzebu w nocy. Rano mnie ściągnęli z łóżka i zawieźli do notariusza, gdzie na stole leżał gotowy akt notarialny. Ja to podpisałam. Oczywiście w ogóle nie byłam przytomna, trudno w takim momencie być - mówiła na łamach "Polityki".
Zobacz też: Katarzyna Gaertner i Kazimierz Mazur odbudowują dom i życie
Dokument był umową, z której wynikało, że Katarzyna przekazała cały majątek w zamian za dożywotnie utrzymanie przez syna kuzynki oraz opiekę. Jak się można domyślić, tak się nie stało. W mieszkaniu znaleźli ją znajomi.
To, co myśmy zastali, było straszne. Ona nie miała nic do jedzenia, lodówka była pusta. Kasia powiedziała, że jest głodna, że on nie przynosi jej jedzenia - mówiła znajoma Katarzyny, Irena Buczyńska.
Bezwzględni krewni mieli pozbawić ją dostępu do władzy nad własną muzyką, a także nagraniami w studio.
Miałam pieniądze z muzyki, a jak te pieniądze się skończyły, to oni przestali mi kupować jedzenie. Po prostu siedziałam głodna. I wtedy zrozumiałam, że jestem w opałach - mówiła w wywiadzie Katarzyna.
Sprawa trafiła do sądu, gdzie szybko została umorzona. Notariusz w zeznaniach wyjawił, że artystka w czasie podpisywania dokumentów była w pełni świadoma. Znajomi 83-latki postanowili złożyć apelację w sprawie o anulowanie notarialnej umowy dożywocia, która została podpisana przez artystkę jakiś czas temu.
Zobacz też: Maryla Rodowicz pomaga schorowanej autorce Małgośki. Gaertner i Rodowicz nagrają płytę?
Zobacz naszą galerię: Katarzyna Gärtner była wielką gwiazdą. Los bardzo ją doświadczył