Robert Gonera: aktorzy dzielą się na dobrych i złych

2010-05-03 16:23

Ta niedyspozycja nerwowa Roberta Gonery składana była na karb przepracowania, lub... rozczarowania.

Bo po ważnych, głównych rolach nie został doceniony. Te role to m.in. operator Witek w „Grach ulicznych” Krzysztofa Krauzego, opowieści odwołującej się do tragicznej śmierci studenta Stanisława Pyjasa.
– W Polsce nie działa „winda”, która pomagałaby dyskontować sukces – mówił Gonera, pytany, dlaczego nie gra interesujących dużych ról.

Można powiedzieć, że w jego przypadku, tak i innych rodzimych aktorów, choćby Janusza Gajosa, zadziałał dziwny syndrom polskiego kina niewykorzystujący ani ujawnionego aktorskiego talentu, ani sympatii widzów. A za takie role, jak Witek z „Gier ulicznych”, odtwórca płaci sporą psychiczną cenę.
– Nasza praca polega na żonglowaniu emocjami. Trudno się od nich uwolnić – wyjaśniał w jednym z wywiadów.

Przeczytaj koniecznie: Gonera został franciszkaninem

Po czym nawet rolami w serialach i telenowelach, które miano mu za złe, udowadniał, że zasługuje na poważną uwagę polskich reżyserów. – Wielkie kreacje tworzy się rzadko i tylko w wybitnych filmach, których nie ma wiele – mówił Gonera. – A co do telenowelowych zagrożeń – nie lubię stwierdzeń, za którymi kryje się podział na aktorów telewizyjnych i kinowych. Myślę, że aktorzy dzielą się na dobrych i złych – dodawał. I ma rację.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki