Robert Brylewski urodził się 25 maja 1961 roku w Warszawie jako syn artystów Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”. Dzieciństwo spędził w Koszęcinie, gdzie funkcjonowała siedziba zespołu. Po rozwodzie rodziców przeprowadził się z matką do Warszawy. To właśnie tam – w Liceum im. Mikołaja Reja – poznał m.in. Kazika Staszewskiego, z którym dzielił fascynację muzyką i kontrkulturą. Pierwsze kroki na scenie stawiał z pełnym przekonaniem, że chce robić coś innego, niezależnego – coś, co będzie autentyczne.
Zobacz też: Wzruszające, co zrobili w Opolu dla zmarłego Joki! "Niech go usłyszą". Tak pożegnali rapera ze sceny
Muzyka Brylewskiego jako manifest
W 1979 roku Brylewski współtworzył zespół Kryzys – jeden z pierwszych polskich projektów punkowych, który od razu stał się symbolem oporu i młodzieżowego gniewu. Po jego rozwiązaniu, w 1981 roku, wspólnie z Tomaszem Lipińskim założył Brygadę Kryzys – legendarną formację, która połączyła punkową energię z elementami nowej fali. Ich debiutancki album, znany jako „Czarna Brygada”, do dziś uważany jest za jedno z najważniejszych nagrań niezależnej muzyki w Polsce.
Nie poprzestał na jednym stylu. W 1983 roku założył Izrael – projekt inspirowany jamajskim reggae i duchową rewolucją. Z kolei w zespole Armia, stworzonym wspólnie z Tomaszem Budzyńskim, połączył punk z mistyką i poezją. Brylewski był więc nie tylko muzykiem – był przewodnikiem, który otwierał uszy i serca na inne sposoby wyrażania siebie. Jego muzyka była świadomym wyborem drogi – zawsze poza systemem.
W połowie lat 80. założył studio nagraniowe Złota Skała, które stało się centrum życia artystycznego dla całej sceny alternatywnej. Powstawały tam płyty, których nie chciały przyjąć państwowe wytwórnie. Złota Skała była symbolem niezależności, wolności twórczej i eksperymentu.
Co naprawdę wydarzyło się w kamienicy przy Targowej?
To miał być zwykły wieczór. Robert Brylewski spędzał go w mieszkaniu swojej partnerki w warszawskiej kamienicy przy ul. Targowej. Nikt nie spodziewał się, że tej nocy rozegra się dramat, który zakończy jego życie.
Sprawcą ataku był 41-letni Tomasz J., mężczyzna z historią zaburzeń i uzależnień, który – jak później ustalił sąd – znajdował się pod wpływem alkoholu i substancji psychoaktywnych. W feralną noc wtargnął na klatkę schodową kamienicy. Jak ustalili śledczy, Tomasz J. wierzył, że w mieszkaniu, które kiedyś należało do jego rodziców, przetrzymywana jest jego mama, która woła o pomoc.
Brutalna napaść, operacja i śpiączka
Gdy Robert Brylewski otworzył drzwi, z miejsca został brutalnie zaatakowany. Napastnik uderzył go kilkukrotnie w głowę, a gdy muzyk upadł na podłogę – kopał i bił dalej, nie reagując na protesty. Zawiadomiono pogotowie i policję. Muzyk został przewieziony do szpitala z poważnymi urazami. Po operacji rokowania były optymistyczne. Niestety po niedługim czasie jego stan ponownie się pogorszył, a lekarze zdecydowali o wprowadzeniu Brylewskiego w stan śpiączki farmakologicznej.
Dramatyczna walka o życie muzyka zakończyła się niepowodzeniem
Przez kilka tygodni trwała dramatyczna walka o jego życie. Niestety, 3 czerwca 2018 roku Robert Brylewski zmarł, nie odzyskawszy już przytomności. Jak pisali o nim bliscy „tata, partner, syn, dziadek, przyjaciel, dowódca naszych międzygalaktycznych i muzycznych podróży” zostawił w żalu dwie córki Ewe i Sarę, wnuczkę Rozalię i życiową partnerkę, w której mieszkaniu przebywał tamtej nocy.
Proces przeciwko Tomaszowi J. ciągnął się przez kilka lat. W maju 2021 roku zapadł wyrok – 13 lat pozbawienia wolności i nakaz wypłacenia rodzinie artysty 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
Zobacz też: "Nigdy nie usłyszałam słowa przepraszam". Komentarze po wyroku ws. śmierci Brylewskiego
Dziedzictwo Brylewskiego – wolność zapisana w dźwięku
Robert Brylewski pozostawił po sobie potężny dorobek artystyczny. Płyty, manifesty, koncerty. Jego autobiografia „Kryzys w Babilonie” to nie tylko opowieść o muzyce, ale i o życiu wbrew schematom. Był symbolem niezależności, odwagi, bezkompromisowości. Jego śmierć zamknęła pewną epokę, ale jego głos wciąż brzmi w każdym, kto odważył się pójść wbrew.
