Zofia Merle: Tusza pomogła mi w karierze

2011-10-17 22:40

Zofia Merle, jedna z najbardziej charakterystycznych polskich aktorek, znana jest ze świetnie zagranych drugoplanowych ról bufetowych, sprzątaczek, gosposi i służących. To postać zauważalna na polskiej scenie nie tylko za sprawą wielkiego talentu, ale i ze względu na... tuszę, która nie dość, że nie przeszkadza jej w karierze, to okazała się wabikiem dla reżyserów.

- Tusza pomogła mi w karierze. Dzięki niej stałam się rozpoznawalna. A nawet więcej... wiele z moich charakterystycznych ról było pisanych pod moje obfite kształty - opowiada Zofia Merle. Aktorka znana m.in. z kultowych seriali Stanisława Barei jest żywym przykładem na to, że wielka osobowość może skutecznie przyćmić zewnętrzne piękno.

- Wiele aktorek stosuje drakońskie diety, aby zrzucić choć parę kilogramów, żeby wyglądać szczupło i atrakcyjnie. A pani, proszę, żadnych diet, ograniczeń?

- Ale po co ja miałabym się odchudzać? Kiedyś, jak trochę chorowałam, to co nieco zrzuciłam, ale żeby tak świadomie się ograniczać w jedzeniu, to nie, to nie dla mnie. I zresztą wcale z tą mniejszą liczbą kilogramów nie czułam się psychicznie dobrze. Ja tak lubię słodycze! Zwłaszcza te, które sama upiekę.

- O pani wypiekach dużo się mówi. "Merletki", czyli babeczki z pysznym nadzieniem i szarlotki... krążą legendy o tym, że aktorzy zajadają się nimi na planie "Klanu"?

- Przyznam nieskromnie, że tak. Zajada się nimi cała ekipa serialu. A jak odwiedzają mnie moi wnukowie, to już od progu pytają, gdzie szarlotka. Ostatnio jeden z nich zjadł sam prawie całą blachę!

- I nie pochorował się?

- Od dobrego ciasta jeszcze nikt się nie pochorował. A dodam jeszcze, że lody też lubię.

- I nigdy nie miała pani żadnych kompleksów związanych ze swoją wagą? Nigdy żaden z reżyserów nie zażądał, aby pani zrzuciła tu i ówdzie do roli?

- Jestem jaka jestem. A ponieważ od wielu lat mam dużo ciała, to i ja, i reżyserzy są do tego przyzwyczajeni. Może gdybym doświadczyła jakichś nieprzyjemności z tego powodu, czy to w życiu zawodowym, czy prywatnym, to zabrałabym się za siebie... ale nigdy nic takiego się nie zdarzyło. Przeciwnie, mam wrażenie, że właśnie dzięki tuszy mogłam zagrać tyle świetnych ról, np. bufetowych. No bo gruba bufetowa na pewno będzie śmieszniejsza niż chuda. Kiedy Tym obsadzał mnie w sztuce "Missisipi", to powiedział, że bufetową zagra Merle, bo najbardziej nadaje się na bufet.

- Zakładając jednak, że rola marzeń wymagałaby od pani zrzucenia kilogramów. Czy mogłaby zrezygnować pani z tych ciasteczek i lodów?

- Myślę jednak, że rozejrzałabym się za innymi propozycjami. No, chyba że byłaby to rola życia wtedy... pewnie bym się mocno i długo zastanawiła nad przejściem na dietę. Chociaż przyznam, że jak patrzę na te niektóre chude artystki, to chciałabym im wykrzyczeć "Jedzcie ciastka!".

- Podobno puszyści mają większe poczucie humoru. I pani wydaje się doskonałym przykładem na potwierdzenie tej tezy...

- Tak, potrafię nawet wyć ze śmiechu. A jak się kiedyś śmiałam z dowcipów Tyma, w czasie ciąży, to omal z tego śmiechu nie poroniłam. I tak się chyba utarło, że Merle jest od rozśmieszania. A mnie to nie wadzi. Niby jestem aktorką dramatyczną (tak przynajmniej mam na dyplomie), ale chyba stworzona zostałam do komediowych epizodów.

- Nie chciałaby pani czegoś w swoim wyglądzie czy charakterze zmienić?

- Naprawdę doskonale czuję się w swojej skórze. I jestem przekonana, że wygląd nie ma takiego znaczenia, jak to niektórzy młodzi uważają. Trzeba mieć w sobie to "coś", co przyciąga, i kochać siebie. A wtedy wszystkie sukcesy łatwiej przychodzą.

Zofia Merle

Jedna z najbardziej charakterystycznych aktorek komediowych. Często obsadzana w filmach Barei. m.in. w "Misiu","Zmiennikach" oraz "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz"

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki