POWSTANIE WARSZAWSKIE. Stanisław Likiernik: Wciąż pamiętam strzały w stolicy

2012-08-05 3:00

Walczyli do ostatniej kropli krwi z hitlerowcami o wolność stolicy i naszego kraju. Obiecali też, że nie pozwolą, by pamięć o poległych kolegach umarła i dotrzymali słowa. W piątek w stolicy u zbiegu ulic Czarnieckiego i Krasińskiego na Żoliborzu odsłonięto pomnik upamiętniający żołnierzy oddziału "Kolegium A" Kedywu okręgu warszawskiego AK oraz jego twórcę dr. Józefa Rybickiego.

Wśród kombatantów, dzięki którym monument stanął, był podporucznik Stanisław Likiernik (89 l.). - Wciąż mam przed oczami walczącą Warszawę - wspomina wzruszony powstaniec, który na uroczystość odsłonięcia pomnika i obchody 68. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego przyleciał prosto z Paryża. Czekał na nią wiele lat na emigracji, na którą skazały go prześladowania za walkę w obronie kraju i kochanego miasta.

Gdy wybuchła wojna, miał zaledwie 16 lat. Jednak zamiast uczyć się i bawić, postanowił walczyć o niepodległość z okupantem i szybko dołączył do Związku Walki Zbrojnej, potem do Armii Krajowej i legendarnego Kedywu "Kolegium A". Jego oddział wykazał się już pierwszego dnia Powstania. Niespełna 100-osobowa grupa żołnierzy w 15 minut zdobyła szkołę i magazyny przy ul. Stawki. - Była tam masa mundurów, tak zwanych panterek, dzięki którym potem przeszliśmy aż do Śródmieścia. I masa żywności, która żywiła całe Stare Miasto przez kolejne trzy tygodnie. Uwolniliśmy też 50 Żydów z Grecji i Węgier, którzy tam pracowali - opowiada pan Stanisław.

Pamięta też, że gdyby nie kobiety, Powstania by nie przeżył. Był cztery razy ranny, w plecy, nogi, brzuch, miał też przestrzelone oba pośladki. I za każdym razem ratowały go sanitariuszki. Po prostu pomagały mu wyjść ze szpitala, który chwilę później likwidowali Niemcy. Koniec Powstania zastał go właśnie w szpitalu u zbiegu Al. Jerozolimskich i Nowego Światu, gdzie usłyszał płynące z megafonów komunikaty. Próbował ułożyć sobie życie w Gdańsku, ale uciekł, gdy dowiedział się, że ktoś z jego firmy wydaje NKWD akowców. W 1946 roku wyjechał do Francji, do ojca. Skończył studia, został dyrektorem w podparyskim Philipsie, założył rodzinę. W międzyczasie razem z kolegą Krzysztofem Sobieszczańskim stali się pierwowzorami "Kolumba" z powieści Romana Bratnego "Kolumbowie". Pan Stanisław we Francji żyje do dziś. Spędził za granicą niemal całe dorosłe życie, ale wspomnienia ogarniętej powstańczymi walkami stolicy są w nim wciąż jak żywe. - Gdy przyjeż-dżam do Warszawy i jadę taksówką, to wciąż pamiętam, gdzie kto strzelał, co gdzie się działo - mówi wzruszony.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki