- Legendarny komentator Dariusz Szpakowski dzieli się wspomnieniami z kariery, w tym historią kradzieży w Brazylii.
- Szpakowski opowiada o zmianach w futbolu, kulisach komentowania i unika porównań między największymi piłkarzami.
- Czy mimo wcześniejszych zapowiedzi usłyszymy go jeszcze na mistrzostwach świata?
"Super Express": - Ma pan na koncie 12 mundiali, 12 Euro i setki skomentowanych meczów. Liczył pan kiedyś, ile ich dokładnie było?
Dariusz Szpakowski: - Nigdy tego dokładnie nie liczyłem. Kiedyś zapisywałem swoje wyjazdy, co przydało się przy pisaniu książki ((Szpakowski napisał swoją autobiografię „Wita Państwa Dariusz Szpakowski – red.), żeby wrócić do pewnych rzeczy, ale liczby spotkań nie notowałem. Kiedyś pytano naszych wybitnych piłkarzy, jak Grzegorz Lato czy Włodek Lubański, dlaczego nie mają na liczniku tylu spotkań co Robert Lewandowski. To po prostu inne czasy.
- Współczesny futbol bardzo się zmienił. Piłkarze grają znacznie więcej.
- Zdecydowanie. Kalendarz jest przepełniony, a ludzie są wyeksploatowani na maksa. Zastanawiam się, w jakim kierunku to podąża. Granie co trzy dni, praktycznie bez wakacji, składy po trzydzieści kilka osób, mundial na 48 drużyn... FIFA i UEFA są sfokusowane na zarobek, a człowiek jest tylko człowiekiem. Dlatego mam wielki podziw i szacunek dla współczesnych piłkarzy, bo kiedyś było więcej czasu na odpoczynek, a dziś oczekiwania są jeszcze większe.
Przeczytaj także: Urban zobaczył Szpakowskiego i nie mógł się powstrzymać. Wszystko się nagrało
- Tyle wyjazdów to z pewnością mnóstwo przygód. Którą wspomina pan najmocniej?
- Opisałem sporo w książce, ale przytoczę jedną. Mistrzostwa świata w Brazylii, wracamy z Grzegorzem Mielcarskim z półfinału Brazylia - Niemcy w Belo Horizonte. Na dworcu autobusowym, gdy Grzegorz poszedł wymienić vouchery na bilety, podszedł do mnie młody człowiek i zaczął rozmowę. Wystarczyła chwila nieuwagi, odwróciłem się i nie miałem już plecaka. A w nim był paszport, akredytacja, dokumentacja... Byłem totalnie załamany. Dzięki wielkiej uprzejmości polskiej ambasady udało się wszystko załatwić i dostałem nowy paszport w dniu wylotu. Musiałem też wyrobić drugą akredytację, żeby wejść na finał. W efekcie to był jedyny mundial, z którego mam dwie akredytacje.
- Podczas finału MŚ w Katarze powiedział pan słynne: „Argentyno, co ty robisz?”. Spontanicznie?
- Liczy się tu i teraz. Skojarzenie, które zapadnie w pamięć i wyrazi to, co czują widzowie – to jest najważniejsza powinność komentatora. Nie zaimponuje się dzisiaj młodemu pokoleniu wiedzą, bo mają dostęp do wszystkiego i sami potrafią sobie wszystko przetłumaczyć. Rolą komentatora jest, jak wpajali mi moi wielcy mistrzowie, Bogdan Tuszyński i Jan Ciszewski, nie przeszkadzać.
- Oglądał pan na żywo największych piłkarzy w historii. Czy jest pan w stanie stworzyć podium tych najlepszych?
- Zawsze unikam odpowiedzi na takie pytanie z prostego powodu: oni żyli w różnych czasach. Pele w swoim, Maradona w swoim, Messi w swoim, Cristiano Ronaldo w swoim. Każdy z nich był wielki, naprawdę wielki w swoim rodzaju. Mieli fenomenalne zagrania, bramki, asysty. Nie da się ich porównać.
Zobacz też: Jan Tomaszewski wypalił o Dariuszu Szpakowskim. "Mam nadzieję, że Darek się nie obrazi"
- A najlepszy mecz reprezentacji Polski, który pan komentował?
- Parę takich meczów było. Choćby mecz z Francją, który dał nam medal na mistrzostwach świata. Medal na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie, mimo przegranego finału z Hiszpanią. Mecze, które dawały nam awans na mistrzostwa Europy czy świata. Nie ma nic bliższego komentatorowi z Polski niż polska reprezentacja. I jeśli zapytałby pan, czego najbardziej mi brakuje, to tego, że choć miałem polskich sędziów w finale, to nigdy nie miałem polskiej reprezentacji w tym największym finale.
- Są tacy, którzy uwielbiają pana komentarz, ale są też tacy, którzy z kartką w ręku wyłapują każdą pomyłkę.
- Mylą się wszyscy, nie jestem wyjątkiem, młodsze pokolenie też się myli, a komputery się zawieszają. Myślę, że to nawet dodaje kolorytu. Czasem człowiek powie coś bezwiednie i nie ma nad tym kontroli. Gdyby nie pomyłki, nie byłoby co wspominać i o czym rozmawiać. Ale to nie one są najważniejsze w komentarzu. Najważniejsze są sukcesy biało-czerwonych i tego życzę następnym pokoleniom.
- Leo Messi po mundialu w Katarze powiedział, że to jego ostatni turniej, a teraz sugeruje, że może jednak zagra w 2026 roku. A pan?
- Ja też powiedziałem, jak Messi, że na pewno jest to ostatni mój mundial w sensie komentowania. Rozmawialiśmy ostatnio z dyrektorem Kwiatkowskim i mówi: "Ale to co, chciałbyś robić?". To nie jest moja odpowiedź, to jest odpowiedź mojego organizmu. Jeśli będę w stanie, jeśli będę czuł taką potrzebę i będę dobrze dysponowany, bo wiadomo, że więcej można stracić niż zyskać... Ale zawsze jest studio, zawsze można usiąść z tej drugiej strony i podzielić się doświadczeniami.
Rozmawiał Przemysław Ofiara