Henryk Jankowski: Alfabet Jankowskiego

2008-08-17 10:40

"Chciałbym, żeby Mel Gibson nakręcił o mnie film"

A - jak archiwa i agenci.

Lustrację trzeba było przeprowadzić wiele lat temu. Zaraz na początku. Przeciąć wrzód i koniec. To, co się dzieje dzisiaj, to najczęściej dzika lustracja. Dlatego coraz częściej dochodzę do przekonania, że trzeba te archiwa w cholerę zamknąć. Więcej z tego szkód niż pożytku. Niech historycy sobie to spokojnie badają. Politycy powinni się od teczek trzymać z daleka. Ja swoim agentom wybaczyłem. Choć chodziło ich za mną krok w krok wielu. Na początku lat 80. chcieli mnie wyeliminować i szczegółowo zaplanowali zamach. W Gdańsku mieliśmy przypadkową stłuczkę. Szybko zjawił się człowiek, który obiecał, że wszystkim się zajmie i zabierze auto do warsztatu samochodowego. Potem okazało się, że był agentem SB. Następnego dnia pod Starogardem doszło do wypadku. Na miejscu zginął mój kierowca. Po kilku dniach w szpitalu zmarła jego córka. Ja tuż przed tym zdarzeniem wysiadłem z auta. Potem okazało się, że ktoś przeciął w samochodzie przewód hamulcowy. Część osób nadal boi się, że za dużo wiem. Często sprawdzają, czy jeszcze żyję...

B - jak Święta Brygida.

Kiedy tu trafiłem, zastałem gruzy. W ciągu dwóch lat udało się kościół do porządku doprowadzić. Byłem człowiekiem czynu. Nie siedziałem z założonymi rękami i, jak to się mówi, nie pozwoliłem, by mi ktoś szynkę z chleba ściągał. Cieszyłem się ogromnym zaufaniem ks. biskupa Nowickiego. To pomagało. Minęło wiele lat. Zostawiłem tu część siebie i swojego życia. Co będzie dalej? Nie wiem. Na pewno chcę zakończyć budowę bursztynowego ołtarza. To byłoby zwieńczenie mojej pracy na parafii. Są firmy, które w każdej chwili mogą to przedsięwzięcie sfinansować. Nie wiem, ile to będzie kosztowało. Potrzeba osiem ton bursztynu.

C - jak cukrzyca.

Uciążliwa choroba. Nauczyłem się z nią żyć. Codziennie przyjmuję insulinę. Sam sobie z tym daję radę. Bywa, że jest ciężko. To przez cukrzycę lekarze obcięli mi wszystkie palce u lewej nogi.

Chodzenie często sprawia ból. Ale nie uskarżam się. Humor dopisuje. To najważniejsze.

D - jak duchowieństwo.

Stosunkowo późno przyjąłem święcenia kapłańskie. Po szkole pracowałem nawet w urzędzie skarbowym, w dziale egzekucji. Pomagałem ludziom i wiele dokumentów wzywających do egzekucji poniszczyłem. Skąd więc duchowieństwo? Od początku chciałem być wojskowym. Raz jednak byłem świadkiem, jak ruski żołnierz bez ostrzeżenia w tył głowy człowiekowi strzelił. Zmieniło to moje wyobrażenie o wojsku. Wtedy postanowiłem, że będę żołnierzem w sutannie.

W służbie Bogu i ojczyźnie. Za moim wyborem nie stał żaden zawód miłosny. Zresztą na kobiety nie było wówczas czasu. Swoje zrobiła fatalna sytuacja polityczna w kraju. Broili, gdzie się tylko dało. W seminarium można było działać, angażować się. Nigdy nie żałowałem tej decyzji. No bo co, przy żonie miałbym lepiej?

E - jak emerytura.

Emerytura? Nigdy w życiu! To nie leży w mojej naturze. Nie zamierzam się wycofywać. A że ostatnio byłem niewidoczny? Cóż, miałem po prostu poważne problemy ze zdrowiem. Przez blisko rok krążyłem od szpitala do szpitala. Leżałem w łóżku i nie mogłem nikogo przyjmować. Poza pielęgniarkami (śmiech). To był rok przymusowego wyciszenia. Teraz wracam do pracy.

Arcybiskup Leszek Sławoj Głódź zwrócił mi honor. Mogę głosić kazania i na nowo kieruję parafią. Do pomocy mam administratora. Nie wiem jednak, czy w ogóle będzie mi potrzebny. No bo czy muzyk może znać się na kierowaniu parafią?

F - jak film.

Mam nadzieję, że film biograficzny w końcu powstanie. Czy za kamerą stanie Mel Gibson? Nie wiem. Chciałbym. W pewnym momencie było bardzo blisko. Brakowało tylko podpisu na umowie. Urzekł mnie obrazem męki Chrystusa w "Pasji".

W poniedziałek cz.2: Nie marzyłem o karierze biznesmena

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki