Prokuratura oskarża Tadeusza K. o to, że bez wymaganego zezwolenia wyrabiał w domu substancję wybuchową i doprowadził do eksplozji zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób. On sam nie przyznaje się do winy. - To był zwyczajny proch strzelniczy. Na to nie trzeba zezwolenia - dowodzi przed sądem. Twierdzi, że zabezpieczył proch w szczelnych pojemnikach umieszczonych w drewnianej skrzynce z dala od źródeł ognia.
- To szaleniec! Kto trzyma w domu takie rzeczy?! O mało nas nie pozabijał - komentują wstrząśnięci sąsiedzi piromana i przypominają, co wydarzyło się w ich kamienicy. Dochodziła pora obiadowa, gdy budynkiem wstrząsnęła potężna eksplozja. - Akurat szykowałam obiad, aż tu nagle coś huknęło i mieszkanie zatrzęsło się w posadach. Kafelki odpadły ze ściany, zbiło się lustro, pospadały obrazy. Byłam przerażona - relacjonuje Magdalena Karcz (30 l.), sąsiadka rycerza piromana. - Z początku myślałam, że to wybuchł telewizor, ale okazało się, że to u sąsiada na pierwszym piętrze...
Mieszkańcy budynku wpadli w panikę. Byli przekonani, że ich dom się wali. Z przerażeniem patrzyli na pękające ściany i urywające się żyrandole. Wszędzie było pełno dymu. Nic dziwnego, że gromadnie ruszyli na podwórze, niemal tratując się na wąskich schodach. Teraz chcą dla piromana surowej kary.
Mężczyźnie grozi do 8 lat więzienia. Następną rozprawę wyznaczono na 10 kwietnia.
Zobacz: Wyprostowali blok w Katowicach, bo mieszkańcom wylewała się zupa!
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail