Wideo
Pogoda
Quizy
To jezioro nie ma nawet nazwy. Ot, parę hektarów wody obok wsi Ostrowąś koło Aleksandrowa Kujawskiego. Ale są w nim ryby i to był wystarczający powód, by Jarosław S. (32 l.) i Konrad K., nie bacząc na wiatr, który minionej niedzieli wiał jak oszalały, ruszyli z wędkami nad wodę. - Mieli wypłynąć sami, ale uprosiłam Jarka, żeby mnie zabrał. Już wcześniej jeździłam z nim na ryby. Wiedział, że nie będę marudziła - opowiada Natalia.
Dochodziła 14.00, gdy wypożyczyli wiosłową łódź i wypłynęli na jezioro. Było wzburzone silnym wiatrem, który utrudniał machanie wiosłami, jednak oni nie dawali za wygraną. Ale po dwóch godzinach bez jednego choćby brania postanowili wracać. - Jarek chwytał już za wiosła, kiedy Konrad podniósł się, żeby rozplątać żyłki przy wędkach. Właśnie wtedy łódź gibnęła się na fali i przewróciła - relacjonuje Natalia.
Lodowata woda odbierała siły, tamowała oddech. Początkowo trzymali się krypy, ale ona szybko poszła na dno. Wtedy zaczęli płynąć. Jarek i Konrad z falą, w stronę trzcin, Natalia w drugą stronę, ku otwartemu brzegowi. Nie umie powiedzieć, dlaczego wybrała dłuższą i trudniejszą drogę. Wie tylko, że przez pół godziny rozpaczliwie walczyła o życie. Na brzegu słaniała się na nogach. Ostatkiem sił zatrzymała jakiegoś mężczyznę na motorowerze i poprosiła o pomoc. - To cud, że przeżyła - komentuje Aleksander Maćkowski, prezes WOPR w Bydgoszczy. - W tak zimnej wodzie osoba niewytrenowana wytrzyma najwyżej 10 minut - wyjaśnia.
Poszukiwania Jarka i Konrada, którzy nie dotarli do brzegu, rozpoczęły się jeszcze tego dnia. Wczoraj były kontynuowane, ale mężczyzn nie odnaleziono. Natalia nie wierzy w ich śmierć.
Zobacz: Śmiertelny wypadek w Lubelskim. NIE ŻYJE 55-letni rowerzysta
Podcasty
Playlisty tematyczne
