Konflikt prezydent - premier to nie kwestia Trybunału, ale ich charakterów i ambicji

2009-05-22 7:00

Sporu Kaczyński - Tusk nigdy nie rozstrzygnie się na gruncie prawa - uważa konstytucjonalista Marek Chmaj

"Super Express": - Trybunał Konstytucyjny nie rozstrzygnął sporu pomiędzy premierem a prezydentem. Prezydent, jeżeli tylko chce, może brać udział w europejskich szczytach. Musi jednak reprezentować na nich stanowisko rządu.

Prof. Marek Chmaj: - Spodziewałem się takiej decyzji. Wynik orzeczenia jest remisowy, zachowuje sytuację patową, zmiany której oczekiwał po Trybunale rząd. Sędziowie nie chcieli wchodzić w rozstrzyganie sporów politycznych.

- Politycy będą raczej z takiej sytuacji niezadowoleni. Zwłaszcza premier Tusk.

- Nie przetnie to sporu między organami władzy, ale jeszcze nigdy w historii nie było tak, aby nowelizacje konstytucji czy orzeczenia Trybunału doprowadziły do zgody między politykami. Myślę, że konfliktu Kaczyński - Tusk w ogóle nie da się rozstrzygnąć metodami prawnymi.

- Kto ma rację w tym konflikcie?

- Rozstrzygnięcie tej kwestii nie jest sprawą łatwą. Nie jest to bowiem typowy spór kompetencyjny, jak przedstawia to rząd. Taki spór pojawia się wówczas, gdy dwa organy państwa chcą robić to samo albo gdy pewnych obowiązków nie chce się podjąć żadna ze stron. Tymczasem relacje Kaczyński - Tusk są raczej konfliktem charakterów i ambicji. To spór o pewną wizję działania w sferze kontaktów międzynarodowych, wizję sprawowania funkcji prezydenta i premiera. W kłótni obu panów, poza samolotem, krzesłem czy składem delegacji, nie ma wszak podważania tego, kto prowadzi polską politykę zagraniczną. Konstytucja jest tu bowiem jasna - prowadzi ją Rada Ministrów.

- To samo stwierdził przed Trybunałem minister Kownacki z Kancelarii Prezydenta. Lech Kaczyński nigdy nie zajmował na szczytach UE stanowiska niezgodnego z linią rządu. A ma prawo reprezentować Polskę. Zatem to prezydent ma rację?

- Tylko połowicznie. Według konstytucji prezydent jest najwyższym reprezentantem państwa. Poza wyraźnie wskazanymi trzema wyjątkami - powoływaniem ambasadorów, zawieraniem i ratyfikacją umów międzynarodowych oraz wypowiadaniem wojny i zawieraniem pokoju w imieniu państwa. Powstaje więc pytanie, czy udział prezydenta w unijnych szczytach jest uprawianiem polityki zagranicznej czy tylko reprezentacją? Jeżeli prezydent nie może podejmować decyzji, to w jakim celu zasiada na sali obrad, gdzie takie konkretne decyzje zapadają? Gdy ma pełnomocnictwo rządu, to nie ma problemu. Jeżeli go nie ma, to jest niestety tylko statystą. Tymczasem szczyty Unii Europejskiej są zbyt ważnymi imprezami, by wysyłać tam statystów.

- Czyli rację w tym sporze może mieć jednak rząd?

- Otóż w tym problem, że też połowicznie. Nie do pomyślenia jest bowiem sytuacja, z którą mieliśmy do czynienia, kiedy premier chciał zabronić bądź przeszkodzić prezydentowi w pojawieniu się na szczycie UE. Prezydent może się pojawiać, gdzie tylko chce. Jeżeli Unia Europejska zdecyduje, że może on wziąć udział w spotkaniu, to ma pełne prawo w nim uczestniczyć. Nie wchodzi tu w kompetencje rządu.

- Czy to zamieszanie wokół przepisów konstytucji nie świadczy o tym, że nadszedł czas na jej poważną nowelizację? Może nawet nową konstytucję?

- Nie zgadzam się z tą opinią. Dobra konstytucja powinna mieć trzy cechy. Powinna być w miarę krótka, około 10 stron maszynopisu. Nasza ma 30, więc za dużo. Powinna być zrozumiała, by mogła dotrzeć nie tylko do prawników. Nasza jest dość precyzyjna i spełnia ten warunek. I po trzecie - powinna być stabilna. Nie można przy niej majstrować przy każdej możliwej okazji. Dlatego jestem zdania, że należy ją pozostawić. Żadną zmianą nie da się bowiem uregulować wszystkich spornych kwestii, które mogą się pojawić w przyszłości.

- Skoro to kwestia charakteru polityków, to nie unikniemy takich konfliktów także w przyszłości?

- Dobrym pomysłem może być w tej sytuacji ustawa kompetencyjna. Projekt, który pojawił się w Sejmie, nie jest zły, o ile zlikwiduje się w nim przepisy wchodzące w kompetencje konstytucji. Chodzi o zapis nakładający na prezydenta jakieś obowiązki. Miejmy jednak świadomość, że za pewien czas i tak pojawi się kolejna para polityków, którzy pokłócą się ze sobą w innej sprawie. Żadna konstytucja nie zastąpi zdrowego rozsądku i umiejętności ułożenia sobie współpracy.

Prof. Marek Chmaj

Konstytucjonalista, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego i Wyższej Szkoły Handlu i Prawa w Warszawie

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki