Kpt. Arkadiusz Protasiuk nie mógł lądować w tak gęstej mgle. Dowódca załogi Tu-154 M nie miał uprawnień

2010-05-10 12:09

Gęsta mgła, widoczność ograniczona do 300 metrów, lotnisko bez systemu naprowadzania satelitarnego, brak aktualnych danych o pogodzie od wojskowych synoptyków oraz kontroler lotów na wieży lotniska Siewiernyj, który nie podaje informacji o warunkach atmosferycznych. Przyczyn katastrofy mogło być wiele, ale to kapitan Arkadiusz Protasiuk nie miał uprawnień do lądowania w tak złych warunkach.

Tragicznie zmarły pod Smoleńskiem dowódca załogi, kapitan Arkadiusz Protasiuk (+ 36 l.) był doświadczonym pilotem, jednym z najlepszych w 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Za sterami samolotów w przestworzach spędził 3,500 godzin, ale nawet on nie był aż tak gruntownie przeszkolony, by lądować w tak fatalnych warunkach, jakie panowały w Smoleńsku.


Jakie uprawnienia miał a jakich nie. „Rzeczpospolita” ustaliła, że Protasiuk mógł próbować sprowadzać samoloty na ziemię tylko w  5 ściśle określonych przypadkach:

- z wykorzystaniem ILS (system naprowadzania satelitarnego): podstawa chmur – 60 m, widzialność – 800 m (ILS był w Tu-154, nie było go na lotnisku Siewiernyj)
- z systemem PAR (radar precyzyjnego podejścia) i podwójnym NDB (system naprowadzania przez radiolatarnie): podstawa chmur 100 m i widzialność 1200 m
- przy użyciu PAR: chmury 120 m, widzialność 1500 m
- podwójny NDB: chmury 120 m, widzialność 1800 m
jeden NDB – chmury 250 m, widzialność 4000 m.

Dlaczego doświadczony i odpowiedzialny pilot decyduje się na lądowanie kiedy nad lotniskiem Siewiernyj zalega gęsta mgła, widoczność ograniczona jest do zaledwie 300 metrów, a ostatnie depesze o pogodzie jakimi dysponuje załoga wojskowi synoptycy z Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych wysłali o godz. 5 rano?

Rozmówcy „Rz” podejrzewają, że kapitan Protasiuk albo nie otrzymał precyzyjnego komunikatu o mgle od kontrolera lotów Pawła Pliusina albo nie zrozumiał co Rosjanin do niego mówi. Pliusin w portalu Life News zdradził, że proponował załodze prezydenckiego samolotu udanie się na zapasowe lotnisko, bo „widział, że pogoda zaczynała się pogarszać”. Nie stwierdził natomiast, że podał dokładne dane na temat warunków na lotnisku.

Dowódca załogi Tu-154 M na pewno wiedział, że nawet jeśli udałoby mu się wylądować, złamałby przepisy, za co grożą sankcje dyscyplinarne aż do skreślenia z listy personelu latającego, a nawet prokuratorskie zarzuty narażenia na niebezpieczeństwo wielu osób.

Dlaczego więc ryzykował życie ludzie i własną karierę? Pytanie to pozostanie bez odpowiedzi aż do zakończenia śledztwa.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki