Matka nieuleczalnie chorego dziecka: Zdążyłam powiedzieć mu, że go kocham

2014-07-24 0:26

Matka, której prof. Chazan odmówił legalnej aborcji straciła swoje maleństwo 9 lipca. Środowiska dziennikarskie, polityczne, a nawet lekarskie, ostro skrytykowały zachowanie byłego dyrektora szpitala św. Rodziny w Warszawie. Tymczasem w innym miejscu Polski, kobieta, której płód miał nieodwracalne wady, zdecydowała się urodzić. Rodzice chorego dziecka wiedzieli, że ich synek umrze zaraz po porodzie. - Zdążyłam powiedzieć mu, że go kocham - wyznaje z bólem pani Joanna.

Państwo Joanna i Konrad Kozińscy z Łodzi zdecydowali się opowiedzieć swoją historię dziennikarzom "Gazety Wyborczej". U ich nienarodzonego dziecka zdiagnozowano poważną, nieuleczalną wadę. Jednak pani Joanna nie chciała przerywać ciąży. Diagnoza brzmiąca jak wyrok, była motywacją dla młodej mamy do podjęcia walki. - Po prostu chciałam ratować moje dziecko - wyznaje kobieta. To była trzecia ciąża pani Joanny. Dwie pierwsze poroniła. Za trzecim razem zrobiła komplet badań, nawet genetycznych. Niestety, dla państwa Kozińskich los po raz kolejny okazał się okrutny.

- W ogóle się nie zastanawiałam, co inni powiedzą na ten temat. Stanowisko Kościoła w tej sprawie zupełnie mnie nie interesowało. Chciałam tylko, żeby było dobrze. Lekarz mówił, że nie widzi paluszków, a ja myślałam, że dziecko rączkę zacisnęło. Okazało się, że miałam rację. Bo w kolejnym badaniu paluszki już były. To dawało nadzieję. - opowiada dziennikarzom "Wyborczej' pani Joanna.

Nadzieja gasła wraz z kolejnymi badaniami. U dziecka wykryto znaczną wadę serca. Synek państwa Kozińskich zamiast dwóch miał jeden chromosom 13. Lekarz z poradni genetycznej przekazała zrozpaczonym rodzicom drastyczną prawdę na temat tej wady - olbrzymia śmiertelność - ponad 90 proc. ...

Pani Joanna i pan Konrad zgłosili się do Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci. - Wiedzieliśmy, że happy endu nie będzie. Ale woleliśmy tego nie mówić głośno. Jechaliśmy do hospicjum, bo chcieliśmy zrobić dla naszego dziecka wszystko to, co było możliwe. - wyznaje ojciec dziecka.

Przez całą ciążę państwo Kozińscy mogli liczyć na opiekę psychologów i lekarzy. - Uzgodniliśmy w fundacji, jak będzie wyglądał dzień porodu. Powiedzieliśmy, że chcemy, żeby dziecko było ochrzczone. Tisa Żawrocka, prezeska Gajusza (łódzka fundacja - red.), zorganizowała nam księdza. Spotkaliśmy się z ojcem franciszkaninem. Trzeba było ustalić, jak mamy się przygotować, że ma być szatka, świeca. Wodę święconą i kropidło on przyniesie. Tisa zaproponowała też fotografa. A my się bez przekonania zgodziliśmy. - relacjonuje pani Joanna.

Dziecko państwa Kozińskich przyszło na świat na początku września 2013 roku. W dniu porodu zostału ochrzczone. Mieszko żył jeden dzień. - Cześć, to ja, zobacz, tak wyglądam. Powiedziałam, że go kocham. Konrad i dziadkowie też. No i zostałam mamą. Taką, która urodziła dziecko! - mówi z bólem pani Joanna.

Żródło: Wyborcza.pl

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki