Czechy – imprezy dla piwoszy

i

Autor: Lukáš Žentel

Mieszka na Białołęce, jego organizm produkuje alkohol

2018-02-15 12:00

Organizm 25-latka z warszawskiej Białołęki sam produkuje alkohol! To nie żart, mężczyzna prawdopodobnie zmaga się z zespołem autobrowaru. To niezwykle rzadka choroba - w Polsce dotychczas nie odnotowano żadnego przypadku osoby zmagającej się z tą przypadłością. Lekarze zajmujący się Tomaszem Opalachem podejrzewali go o to, że nadużywa alkoholu. Mężczyzna z tego powodu został nawet skierowany do... szpitala psychiatrycznego.

Organizm mężczyzny, który mieszka na Białołęce, sam produkuje alkohol. Choć brzmi to jak tania wymówka alkoholika, który tłumaczy się z nadmiaru promili w organizmie, to sprawa jest jak najbardziej poważna. Problemy zdrowotne pana Tomasza zaczęły się w czerwcu zeszłego roku, kiedy to zasłabł, stojąc w kolejce do sklepowej kasy. Przybyli na miejsce ratownicy z karetki pogotowia podejrzewali nerwicę lub reakcję na alkohol. - Była sobota, myśleli, że ma kaca. Ale ja wiedziałam, że nie pił, więc nalegałam na badania. Zabrano go do szpitala, ale nic nie wykryto - opowiada "Gazecie Wyborczej" Bogna Tatarska, narzeczona 25-latka. Po kilku miesiącach mieszkaniec Białołęki stracił przytomność na przystanku autobusowym. Został przetransportowany do szpitala. - Przez telefon mówił, że nie wie, jak się  tam znalazł, ale pamiętał coś jakby uderzenie w głowę - relacjonuje pani Bogna. - Pomyślałam, ze został napadnięty, i zadzwoniłam na policję - dodaje. Podczas badań okazało się, że pan Tomasz ma we krwi 1,26 promila alkoholu. To miało zdenerwować lekarza. Według narzeczonej mężczyzny zaczął on mówić, że "Tomek jest pijany". Co ciekawe, chwilę później, podczas badania na komisariacie, pan Tomasz miał już tylko 0,16 promila.

Mieszkaniec Białołęki coraz częściej zaczął tracić przytomność. Za każdym razem podczas badań wychodziło, że ma w organizmie alkohol, mimo że utrzymywał, że nic, co ma procenty, nie pił. Lekarze twierdzili jednak, że pan Tomasz nie stroni od mocnych trunków. Zdaniem pani Bogny nie wierzyli, że stan jej narzeczonego to wynik innej choroby niż alkoholizm. - Straszyli izbą wytrzeźwień i szpitalem psychiatrycznym. Zaczęliśmy się bać wzywać karetkę - mówi kobieta. Raz nawet ratownicy zawieźli pana Tomasza do Tworek, gdzie znajduje się słynny "psychiatryk". Na szczęście "odbił" go stamtąd prawnik.

Pani Bogna na własną rękę zaczęła szukać informacji na temat przypadłości jej narzeczonego. W internecie przeczytała o zespole autobrowaru, znanego także jako zespół fermentujących jelit. Choroba została opisana przez amerykańskich lekarzy pięć lat temu. Leczyli oni pacjenta, którego organizm - podobnie jak u pana Tomasza - sam produkował alkohol. Według medyków, przyczyną tego stanu są zagnieżdżone w jelitach drożdże, które przekształcają węglowodany w promile. W końcu pana Tomasza poważnie potraktowali także polscy lekarze. - Kazali mu jeść pizzę. Tomek się bał, bo  nie chciał znowu cierpieć - relacjonuje tatarska. 25-latek pizzę jednak zjadł, do tego popił ją colą. Po pewnym czasie w jego krwi pojawił się alkohol. - Wygląda na to, że ten mężczyzna może być szóstym albo ósmym zdiagnozowanym przypadkiem na świecie, u którego można podejrzewać autobrowar - twierdzi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" prof. Andrzej Freidman, ordynator oddziału neurologii w Szpitalu Bródnowskim. Dodaje jednak, że dotychczas opisywano przypadki osób, które w organizmie miały w okolicach jednego promila. U pana Tomasza wykrywano nawet trzy. Zdaniem profesora, to może wskazywać na to, że "część ataków mogła być spowodowana również wypiciem alkoholu".

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki